WIARA PROBOSZCZA Z ARS
Nasza wiara jest oddalona od swego przedmiotu o trzysta mil morskich, jakby Bóg znajdował się po drugiej stronie oceanu. Gdybyśmy mieli wiarę żywą, przenikającą, wiarę świętych, podobnie jak oni ujrzelibyśmy Jezusa. „Są kapłani, którzy codziennie widzą Go podczas Mszy świętej…”. Czyż te słowa nie przywodzą na myśl zdania św. Pawła: Novi hominem...?*
Ludzie, którym brak wiary, są jeszcze większymi ślepcami niż ci, którzy nie mają oczu. Żyjemy na tym świecie niczym spowici mgłą, lecz wiara jest wiatrem, który ową mgłę rozprasza i sprawia, że nad naszą duszą zaczyna świecić słońce. Spójrzcie, jakim smutkiem i chłodem wieje ze świątyń protestanckich! Tam ciągle panuje zima. U nas zaś można doznać radości i pocieszenia.
Zapytajcie ludzi tego świata, co widzą? Są ślepi. Nawet gdyby Jezus Chrystus przyszedł dziś do nas i sprawił takie same cuda, jakich dokonywał w Judei, nie uwierzyliby. A przecież Ten, któremu dana została wszelka władza i wszelka moc, wcale tej mocy nie utracił. W ubiegłym tygodniu pewien niezamożny właściciel winnicy przyniósł na rękach do kościoła swego dwunastoletniego syna, który od urodzenia miał sparaliżowane nóżki i nigdy nie chodził. Ojciec odprawił nowennę do św. Filomeny i dziewiątego dnia jego synek został uzdrowiony: stanął na własnych nogach i pobiegł tak szybko, że ojciec nie mógł go dogonić.
Jezus uzdrawiał chromych i chorych, wskrzeszał umarłych. Ale i wówczas byli ludzie, którzy widzieli te cuda na własne oczy, a jednak nie wierzyli. Ludzie zawsze i wszędzie będą tacy sami. Bóg jest wszechmocny, ale diabeł też ma swoją moc i posługuje się nią, by zaślepiać biednych ludzi.
*„Znam człowieka…” (2 Kor 12, 2)
(z: Alfred Monnin SJ, Zapiski z Ars. Notatki naocznego świadka kazań, homilii i rozmów św. Jana Marii Vianneya, Wyd. Księży Marianów Warszawa 2009, s. 273-275)