trzecizakonfsspx.blogspot.com jest stroną Trzeciego Zakonu Bractwa Kapłańskiego świętego Piusa X w Polsce.
Znajdują się na niej najważniejsze informacje z życia naszej Duchowej Rodziny, intencje modlitewne oraz listy Duchowego Ojca, rozważania, biuletyny i wykłady. Intencje modlitewne obowiązują od każdego pierwszego dnia miesiąca.

niedziela, 7 lipca 2024

Rozważanie dla III Zakonu FSSPX w Polsce na lipiec 2024 r.

DUCH JEZUSOWY
(rozważanie trzeciej tajemnicy chwalebnej – Zesłanie Ducha Świętego)



Apostołowie schronili się do wieczernika. W skupieniu i modlitwie oczekują spełnienia się Bożej obietnicy. „A jeżeli odejdę i zgotuję wam miejsce, przyjdę zasię i wezmę was do Mnie samego, iżbyście gdziem Ja jest i wy byli (…) A Ja prosić będę Ojca, a innego pocieszyciela da wam, aby z wami mieszkał na wieki; Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może” (J 14, 3, 16-17).

Dziesięć dni po Wniebowstąpieniu mija. Aż oto dziesiątego dnia zadrżały ściany Wieczernika pod naporem silnego wichru, przedziwna światłość zalewa wnętrze i rozdzielając się na ogniste języki, ukazuje się nad głową każdego z Apostołów. „Stał się z prędka z nieba szum, jakoby przypadającego wiatru gwałtownego i napełnił wszystek dom, gdzie siedzieli. I okazały się im rozdzielone języki jakoby ognia i usiadł na każdym z nich z osobna” (Dz 2, 23).

O cudzie! Krótko przedtem byli Apostołowie nieumiejętnymi prostaczkami, często źle pojmowali naukę swojego Mistrza; teraz zaś w najwyższym stopniu posiadają wiedzę najwznioślejszych prawd. Niedawno umieli zaledwie przemówić kilka słów – a oto teraz pełni są przedziwnej wymowy. Przedtem słabi i bojaźliwi aż do tchórzostwa, uciekali i kryli się, by przypadkiem nie być wmieszanymi w bolesny los swego Zbawcy; teraz występują z nieustraszoną odwagą i bez trwogi głosząc swą wiarę, swą miłość dla Jezusa Chrystusa wobec ludu i rady żydowskiej, która ich za to prześladuje. Przedtem zazdrośni i niewdzięczni, teraz niosą w ofierze swe życie. Niedawno smutni i zniechęceni, teraz mają serca przepełnione nadzieją i radością. Co się takiego stało? Duch Święty, który zstąpił z nieba, udoskonalił w duszach Apostołów życie chrześcijańskie, które dotychczas, rzec można, było jakby w zarodku. Takie właśnie jest posłannictwo Ducha Świętego. Ojcowie święci nazywali Go siłą udoskonalającą – vis perfectiva!

Chrześcijaninie! Chciej zrozumieć, że wylanie Ducha Świętego jest dla twego zbawienia tak potrzebne, jak przyswojenie sobie Krwi i zasług Jezusa Chrystusa.

Cel człowieka, którym jest widzieć Boga i posiadać Go na wieki, przewyższa naturalne siły człowieka, uczy św. Tomasz z Akwinu. Siła rozumu nie może nam zapewnić posiadania Go, jeśli do naturalnego odruchu nie przyłączy się natchnienie i moc pociągająca Ducha Świętego. Potrzeba nam mocy Ducha Świętego bezwarunkowo. Bez niej posiadamy zaledwie początki życia chrześcijańskiego i nadprzyrodzonego.

Jezus Chrystus, Boski budowniczy, z dusz naszych stwarza dla Siebie świątynię, oczyściwszy je uprzednio Swoją Najdroższą Krwią. Duch Święty uświęca nas, wyciskając na nas znamię Swojego pochodzenia, namaszczenie Swojej miłości, oświecenie Swymi darami. Uroczystość Zesłania Ducha Świętego jest więc w Kościele uroczystością powszechną i nieustanną. Nasz Chrzest jest zesłaniem Ducha Świętego, nasze Bierzmowanie także jest zesłaniem Ducha Świętego. Co więcej, Duch Święty, jak nas naucza Doktor Anielski, w każdej chwili spełnia Swoje tajemne posłannictwo – by oświecać, umacniać, upiększać Swoimi darami dusze sprawiedliwych.

Ale chciejmy należycie pojąć te słowa Boże: „Nie w rozruszeniu Pan” (1 Krl 19, 11). Uspokójmy swe dusze, uciszmy burzę próżnych myśli i próżnych pragnień, jeżeli chcemy otrzymać Ducha Bożego. Skupiajmy się i módlmy jak Apostołowie.

Bóg może nas zaskoczyć niespodziewanym nawiedzeniem Swojego światła i Swojej mocy; lecz według zwyczajnego porządku Jego Opatrzności nie posyła nam Swego Ducha inaczej, jak tylko wtedy, gdy Go wzywamy i mówimy: Veni! – Przyjdź!

Wzywajmy Go zatem w chwilach pokusy, w niepokojach wątpliwości. Gdy otoczone ciemnościami niewiedzy lub uwiedzione blaskiem stworzeń, dusze nasze wśród niepewności szukają prawdy przewodniej; kiedy żądni poznania i oświecenia wiarą, chcemy zagłębić się w rozważaniu tajemnic – wzywajmy Go, gdyż On jest mądrością, rozumem, umiejętnością: Spiritus sapientiae, scientiae et intellectus – Duchem mądrości, umiejętności i rozumu (Iz 11, 2).

Gdy chodzi o to, by powziąć te uroczyste postanowienia, które mają ustalić nasze powołanie; kiedy mamy spełnić jakąś czynność, co do której nasze sumienie jest niepewne i niespokojne; zwłaszcza jeżeli otrzymaliśmy straszne i odpowiedzialne posłannictwo formowania dusz i kierowania nimi – wzywajmy Go, gdyż On jest Duchem rady.

Gdy postrzegamy, że w sercu słabnie miłość Boga, gdy pragniemy Go coraz goręcej miłować, idąc za wewnętrznym natchnieniem – wzywajmy Go, gdyż On jest Duchem pobożności.

Gdy piekło nas oblega; gdy świat prześladuje, gdy namiętności męczą, gdy cierpienie przygniata – wzywajmy Go, gdyż On jest Duchem męstwa.

Gdy przepaść grzechu otwiera się przed nami, by nas pochłonąć – wzywajmy Go, gdyż On jest Duchem bojaźni Bożej.

Wzywajmy Go w nieszczęściu – gdyż On jest Duchem Pocieszycielem.

Przeciwko wszelkiej niewoli nałogów lub strasznej mocy ciążącej na naszej woli – wzywajmy Go, gdyż gdzie On mieszka, tam panuje wolność: „Gdzie Duch Pański, tam wolność” (2 Kor 3, 17).

Duch Święty przyszedł!...

Bądźmy uważni, czuwajmy pełni uszanowania. Niech się nigdy nie zdarzy, żebyśmy mieli zasmucić Ducha Świętego naszymi grzechami czy niedoskonałościami. „Nie zasmucajcie Ducha Świętego Bożego” (Ef 4, 30).



(za: Jacques Louis Monsabré OP, Jezus w tajemnicach Różańca Świętego, Of. Wyd. Viator, Warszawa 2002, s. 76-81) 

piątek, 31 maja 2024

Rozważanie dla III Zakonu FSSPX w Polsce na czerwiec 2024 r.

 

WSPOMNIENIE PEWNEJ WAŻNEJ AUDIECNJI


W dniu 11 września 1976 r. pap. Paweł VI udzielił audiencji abp. Marcelemu Lefebvre'owi. Nasz Założyciel tak wspominał to wydarzenie:

Ojciec Święty był z początku raczej poddenerwowany, można nawet powiedzieć – w pewien sposób rozgorączkowany i gwałtowny. Było po nim widać, że jest dotknięty do żywego i mocno urażony tym, co czynią, co my wszyscy czynimy. Zwrócił się do mnie: «Osądzasz mnie, Ekscelencjo, wyrokujesz o mnie! Jestem dla ciebie modernistą! Protestantem! To niedopuszczalne! Źle postępujesz! Nie możesz tak dłużej. Powodujesz prawdziwy skandal w Kościele...!» i tak dalej. Wszystko to było powiedziane w tonie najwyższego zdenerwowania. Ja, naturalnie, cały ten czas milczałem.

Potem rzekł mi: «Mów teraz, no proszę, mów. Co masz Ekscelencjo, do powiedzenia?».

Odpowiedziałem mu wtedy: «Nie przybywam tu jako przywódca tradycjonalistów. To Wasza Świątobliwość tak mnie nazwał. Jestem tylko katolikiem, księdze, biskupem pomiędzy milionami katolików, pomiędzy tysiącami księży i bez wątpienia także pomiędzy innymi biskupami. Wszyscy jesteśmy rozdarci w naszych sumieniach, w naszych duszach, w naszych sercach. Z jednej strony pragniemy całkowicie podporządkować się Waszej Świątobliwości, podążać za Waszą Świątobliwością, a wszystko to bez najmniejszego nawet zastrzeżenia wobec osoby Waszej Świątobliwości. Z drugiej jednak strony zdajemy sobie sprawę, że kierunek, w jakim Stolica Apostolska podąża od czasów soboru, oddala nas od dzieła wielkich poprzedników Waszej Świątobliwości. Cóż zatem powinniśmy uczynić? Znajdujemy się w takim położeniu, że do wyboru pozostają nam jedynie dwie drogi: albo nawiązać do poprzedników Waszej Świątobliwości, albo też zerwać z nimi i przyłączyć się do Waszej Świątobliwości. To olbrzymie, niepojęte dla katolika rozdarcie. I nie ja je spowodowałem, nie jest to ruch przeze mnie powołany do życia; to uczucie wypływające z serc wiernych, milionów wiernych, których nawet nie znam. Nie wiem także, jak oni są liczni. Są jednak na całym świecie, wszędzie. Wszyscy zaniepokojeni tym trwającym już od 10 lat rujnowaniem naszego Kościoła, obracaniem w zgliszcza coraz większych połaci kościelnego życia. Proszę spojrzeć na przykłady: istnieje w ludziach pewne przekonanie, wewnętrzne przekonanie, leżące u podstaw wszystkich ich działań, wszystkich myśli i czynów. Tego przekonania ludzie nie chcą już i nie mogą zmienić, ponieważ stało się ono ich wyborem. Zdecydowali się na dochowanie wierności Tradycji, stając za tymi, którzy tę Tradycję podtrzymują. Proszę spojrzeć na siostry zakonne, które spotkałem przed dwoma dniami. Wspaniałe, godne tego miana siostry zakonne, zachowujące nakazy życia zakonnego, wychowujące powierzone im dzieci tak, jak życzą sobie tego ich rodzice. Wielu rodziców powierza tym siostrom swoje pociechy, wiedząc, że otrzymają one dobre katolickie wychowanie. To siostry, które zachowały swój strój zakonny, a ponieważ dochowały wierności modlitwie [Mszy św.] wszech czasów i katechizmowi wszech czasów, zostały ekskomunikowane, a ich przełożona zdjęta ze stanowiska. Pięciokrotnie przybywał do nich ich biskup, żądając rezygnacji ze stroju duchownego, jako że zastały przeniesione w szeregi laikatu. Ludzie, którzy widzą podobne rzeczy, przestają je rozumieć. A jednocześnie zakonnice, które zrezygnowały ze swego stroju, które wystawiły się na całą próżność i pokusy tego świata, nie przestrzegając już nakazów własnej reguły, właśnie zostały oficjalnie uznane przez Episkopaty i tym nie czyni się najmniejszych zarzutów. Prości chrześcijanie, ludzie z ulicy, którzy widzą podobne rzeczy, nie mogą przejść nad nimi do porządku dziennego. Wśród księży sytuacja wygląda identycznie. Dobrzy księża, odprawiający Mszę, modlący się, przesiadujących w konfesjonałach, wykładający prawdziwą naukę, nawiedzający chorych, noszący sutanny, księża, którzy cieszą się poważaniem i szacunkiem swych parafian, z powodu wierności i przywiązaniu do rytu mszalnego swej prymicji [rytu tradycyjnego] do katechizmu wszech czasów, ci księża są narażeni niczym przestępcy na hańbiące kary, są ekskomunikowani. Lecz ci księża, którzy podejmują pracę w fabrykach, odrzucają sutannę, by nie wiedziano, kim naprawdę są, głoszący rewolucję, ci są oficjalnie akceptowani i nikt nie ośmieli się niczego im powiedzieć. W moim przypadku jest tak samo. Usiłuję wykształcić księży, dobrych księży, takich, jacy bywali kształceni wcześniej. Mamy wiele powołań, ci młodzi ludzie są podziwiani przez ludność, wszędzie gdzie się pojawią, czy to w pociągach, czy w metrze, są pozdrawiani, gratuluje im się noszenia duchownego stroju, ich postawy – a ja zostałem suspendowany a divinis! Lecz ci biskupi, którzy nie mają już ani jednego seminarzysty, ani jednego młodego księdza, którzy nie mają już nic albo też dysponują co najwyżej seminariami, które nie potrafią już wykształcić dobrych księży, tym nie mówi się ani słowa! Niech Wasza Świętobliwość zrozumie, że prosty chrześcijanin, porzucony chrześcijanin jasno to rozpoznał. On już się zdecydował, nie będzie więcej przyglądał się w spokoju. Miarka się przepełniła. Sytuacja w Kościele staje się nie do zniesienia».

(…)
Po czym rzekłem dalej: «Ojcze Święty, za Twym pozwoleniem będę mówił dalej: rozwiązanie tego problemu leży w rękach Waszej Świątobliwości. Nie trzeba robić nic innego, jak tylko powiedzieć biskupom: 'Przyjmijcie w duchu braterstwa, wyrozumiałości i miłości wszystkie te grupy tradycjonalistów, które pragną zachować dawne modlitwy, dawne sakramenty, dawny katechizm. Przyjmijcie ich, udostępnijcie im miejsca w celu sprawowania kultu, zjednoczcie się z nimi w taki sposób, by mogli się oni modlić, by mogli pozostać w łączności z wami, byście pozostali w duchowym związku z ich biskupem'. Wasza Świątobliwość skieruje tylko jedno słowo do biskupów, a znowu zapanuje porządek, znikną nasze problemy. Wszystko powróci do normy. Dla mnie i moich seminarzystów nie byłoby niczym trudnym odwiedzić biskupów i prosić ich, by zezwolili na osiedlenie się księży Bractwa w ich diecezji. Wszystko uregulowałoby się samo z siebie. Chętnie podjąłbym współpracę z jakąś komisją, którą Wasza Świątobliwość wyłoniłby spośród członków Św. Kongregacji ds. Osób Zakonnych, a która mogłaby odwiedzić moje seminaria. Lecz naturalnie, nadal pragniemy i będziemy pragnąć służyć Tradycji. Bardzo chciałbym powtórnie nawiązać normalne , oficjalne stosunki ze Stolicą Apostolską i Świętymi Kongregacjami. Nie życzę sobie niczego ponadto». Odpowiedział mi na to: «Muszę się nad tym zastanowić, muszę się pomodlić, muszę zasięgnąć opinii Konsystorza oraz Kurii. Teraz nie mogę udzielić ci, Ekscelencjo, odpowiedzi. Zobaczymy». Potem rzekł do mnie: «Pomódlmy się razem», ja zaś: «Bardzo chętnie, Ojcze Święty»”.



(z: Aby Kościół trwał. Arcybiskup Marcel Lefebvre w obronie Kościoła i papiestwa. Dokumenty z lat 1971-1990, Te Deum Warszawa 2011, s. 78-83)



poniedziałek, 13 maja 2024

Rozważanie dla III Zakonu FSSPX w Polsce na maj 2024 r.

 

MARYJA A PRZYGNĘBIENIE

„Królowo Pokoju – módl się za nami”. To wezwanie włączył do Litanii loretańskiej po pierwszej wojnie światowej papież ówczesny, Benedykt XV. Nie czas teraz, by przypominać treść zewnętrzną, dziejową tego tytułu Maryi. Warto natomiast zwrócić uwagę na treść wewnętrzną, tak niezmiernie dziś  ważną dla niespokojnych, przygnębionych, zalęknionych serc tak wielu ludzi. A treścią wewnętrzną tytułu „Królowa Pokoju” jest sama dusza Matki Bożej, w której to duszy panował wiekuisty pokój; pokój o jakim śpiewali aniołowie nad stajenką betlejemską: „Pokój ludziom dobrej woli” i o jakim Pan Jezus mówił uczniom, żegnając się z nimi na ostatniej wieczerzy: „Pokój mój daję wam, pokój mój zostawiam wam, nie jako świat daje, ja wam daję”.

Ten pokój wewnętrzny, tę ciszę serca, tę pogodę i równowagę umysłu, trudno wielu ludziom dzisiaj zachować. Jesteśmy świadkami, choćby tylko pośrednimi, wielu konfliktów; raz po raz doświadczamy różnych zawodów, rozczarowań, a każdy nowy dzień wydaje się być często gorszy od tego, który właśnie mija. I nierzadko, jeśli już nie z ust, to z obolałych serc, wyrywają się ku niebu te słowa, które sam Zbawiciel wypowiedział wisząc na krzyżu: „Boże, Boże mój, dlaczegoś mnie opuścił?”. To czwarte słowo Zbawiciela wypowiedziane z krzyża możemy znaleźć w psalmie 21. 

Jeśli mowa o królewskim spokoju, o niezmąconej ciszy w sercu Tej, którą nazywamy Królową Pokoju, to nie wyobrażajmy sobie, aby Matka Boża nie była narażona na to, na co my dziś przeważnie chorujemy, to jest na przygnębienie.  Ale Ona, Królowa Pokoju, przygnębieniu nigdy się nie poddała; nigdy nie dała mu wstępu do swej duszy. Maryja miała w sercu ciszę niczym nie zmąconą i całkowitą równowagę w myślach. I dlatego oczy nasze znękane, serca tonące w beznadziejności powinny być wpatrzone w ten Ocean ciszy i spokoju, w ten nasz wzór i ideał wychowawczy. Usta nasze i ręce wzniesione w geście błagalnym powinny wypraszać u Królowej Pokoju ten dar bezcenny, jakim jest wolność od przygnębienia, od upadania na duchu, od załamania sił i od utraty chęci do życia… To są bolesne stany nękające, wręcz paraliżujące, dusze. W takich stanach niejedna dusza traci nad sobą kontrolę i czyni Bogu straszne wyrzuty. 

Matka Najświętsza nie raz była w położeniu podobnym do naszego. Kto inny na Jej miejscu nie raz  uległby przygnębieniu.  Pomińmy to beznadziejne kołatanie do bram w Betlejem z pytaniem o kącik dla mającej przyjść na świat Bożej Dzieciny. Miały miejsce sytuacje poważniejsze, groźniejsze: pościg Heroda i ucieczka przed nim do Egiptu, porzucenie wszystkiego, wymarsz w nieznane na nędzę i tułaczkę. Była to dla Maryi niezwykła próba wiary. Jak łatwo było wówczas pytać Boga: Jak to? Czyż Opatrzność Ojca, która przez anioła przysłała przestrogę i rozkaz ucieczki, nie powinna zdobyć się na bardziej energiczne środki zapobiegawcze? Nie pytała.   

W czasie działalności publicznej Pana Jezusa, Matka miała oczy otwarte i widziała rozpętaną nad Synem burzę nienawiści ze strony oficjalnej synagogi. Widziała, jak nawet cudom Jego bluźnili twierdząc, że dokonuje ich mocą Belzebuba. Widziała jak sięgali po kamienie, aby Go zabić. W końcu widziała jak w  czasie męki cała wszechmoc Jej Syna gdzieś się wycofała, jakby usnęła, czyniąc Jego Człowieczeństwo zupełnie bezbronnym i wystawionym na zdeptanie przez najpodlejszych zbrodniarzy. Ona, sama Matka, była bezsilna. Czyż jednak nie mogła pytać dlaczego nieczynną i bezsilną uczyniła się w tej sytuacji sama Wszechmoc Ojca, który jakby nie chciał przyznać się do swego Syna i wziąć Go w obronę? Mogła, ale nie pytała.

Każdy z nas takie pytania by zadawał popadając przy tym w przygnębienie. Ale Maryja reagowała inaczej. Jej Serce, Jej umysł i wola, zdobyły się na zachowanie zupełnego spokoju i wewnętrznej ciszy, powtarzając przyjętą zasadę życia: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”.  Nad tą ciszą, wynikającą z poddania się Woli Bożej, jaśnieje słońce ufności, wpatrzonej w przyszłość i wierzącej niezłomnie, że spełnią się słowa archanioła, wypowiedziane przy Zwiastowaniu: „A Królestwu Jego nie będzie końca”. Obietnicom Bożym zaufać można i trzeba. One nigdy nie zawodzą. 

Wpatrzeni zatem w królewski spokój i ciszę Serca Matki Najświętszej, budujmy podobny pokój, równowagę i ciszę w duszach naszych; budujmy na podobnym fundamencie szaniec obronny przed przygnębieniem. Jest to fundament zgody na odwieczne wyroki Woli Bożej i fundament nadziei, że Bóg nie pozwoli, aby triumf zła był czymś więcej jak triumfem pozornym, chwilowym i przemijającym, po którym nastąpi klęska tego, co złe i szatańskie oraz zwycięstwo tego, co dobre i Boże.

 

 

(opr. na podstawie:
ks. Jan Dorda T.J., Szkice przemówień o Matce Bożej, Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy Kraków 1946, s. 94-96)