trzecizakonfsspx.blogspot.com jest stroną Trzeciego Zakonu Bractwa Kapłańskiego świętego Piusa X w Polsce.
Znajdują się na niej najważniejsze informacje z życia naszej Duchowej Rodziny, intencje modlitewne oraz listy Duchowego Ojca, rozważania, biuletyny i wykłady. Intencje modlitewne obowiązują od każdego pierwszego dnia miesiąca.

piątek, 2 września 2016

Rozmyślanie na wrzesień 2016 r.




OFIARA NA KRZYŻU I OFIARA NA OŁTARZU1

„Przywiedli Go na miejsce Golgota,
co się wykłada: miejsce trupiej głowy,
(…) i ukrzyżowali Go”
(Mk 15, 22 i 25)

I. Jezusowa droga krzyżowa. – „Miejsce trupiej głowy”. – Suma celebrowana na ołtarzu krzyża. – Ofiara krzyżowa a ofiara Mszy świętej.

Złość szatana i człowieka dopięła swojego celu. I żydowski sanhedryn i pogański sędzia rzymski nie mieli dla Mesjasza innego słowa jak tylko złowieszcze: Moriatur! – „Winien jest śmierci”. Natychmiast po osądzeniu, rozpoczęło się wykonanie wyroku. Według praw rzymskich skazany na krzyż musiał go sam sobie dźwigać na miejsce egzekucji. Chrystus nie czekał, aż Mu niechętnemu włożą go na barki. O apostole św. Andrzeju, najwcześniej powołanym uczniu Jezusowym a również na karę śmierci krzyżowej skazanym, opowiadają, że kiedy przyniesiono krzyż, na którym miał umrzeć, wtedy z rozczuleniem witał go z daleka: „Witaj, krzyżu błogosławiony, od tak dawna pożądany, od tak dawna ukochany!”. Jeżeli tak wołał uczeń, to z jakim uczuciem przyjął sam Mistrz narzędzie gorzkiej swojej męki, ale też słodkie narzędzie odkupienia całego rodzaju ludzkiego? Ochoczo wziął je na siebie, z posłuszeństwa dla Ojca i aby nas nauczyć, jak mamy przyjmować krzyż z rąk Opatrzności.


Cała droga krzyżowa, rozpoczynająca się na dziedzińcu piłatowym, to wielka nauka o zasługującym dźwiganiu krzyża. Bo przecież i całe życie chrześcijańskie to w myśl prawa Bożego mniej lub więcej dla każdego człowieka droga krzyżowa. Broni się człowiek jak może przed krzyżem, ale Pan Bóg na kaprysy dziecka nie zważa. On wie, że krzyż to zasługa; że krzyż to stawka szczęśliwa, która nam wielką wygraną przynosi; że krzyż to rzeźbiarz, który z woli Bożej ostrym dłutem rzeźbi z dusz naszych misterne postacie cnoty i oddania się Bogu.

„A niosąc krzyż swój, wyszedł na owo miejsce, które zwano «Trupia Głowa», a po żydowsku «Golgota»” (J 19, 17). Spełniło się w tamtej chwili fatalne przeznaczenie Jerozolimy. Opuścił ją Pan Jezus po raz ostatni i już nigdy do niej żywy nie wrócił. Przychodził tyle razy z nauką, z ewangelią, z łaską, a wyszedł z krzyżem sążnistym na ramionach. Wrócił kilkadziesiąt lat później jako bicz i chłosta, gdy rzymski wódz Tytus otoczył miasto wałem i doprowadził lud żydowski głodem do takiej rozpaczy, że matki własne dzieci jadły. A wreszcie zburzył je tak, że nie został kamień na kamieniu.

Wychodzi od was dusze, miasta, narody grzeszne; wychodzi Jezus, kiedy Go upiornie odpychacie. Zobaczycie na tym i na tamtym świecie, jaka pomsta czeka tego, ktokolwiek Boga od siebie odtrąca!

I doszedł smutny korowód z Chrystusem krzyż dźwigającym pośrodku, z procesją katów, siepaczy, ludu żydowskiego z kapłanami na czele, że świętymi niewiastami i może z jakimś jednym lub drugim apostołem, kryjącym się w zaułkach lub gęstym tłumie, na miejsce wykonania wyroku. „Przywiedli Go – mówi św. Marek – na miejsce Golgota, co się wykłada: miejsce trupiej głowy” (Mk 15, 22). Co za dziwna nazwa! Czyżby może dlatego, że w nagim pagórku Golgoty upatrywano pewne podobieństwo do czaszki obnażonej? Myślę jednak, że inny jest powód tej nazwy. O czyjej czaszce mogłaby być mowa? Takie się utrzymuje podanie, że tylko o czaszce pierwszego rodzica Adama. Według tego podania Noe, wstępując do arki, zabrał ze sobą dla zachowania od potopu popioły i czaszkę Adama, a po potopie pogrzebał na Kalwarii te szczątki naszego praojca, ulepionego wprost ręką Najwyższego. Ale prawdziwe wyjaśnienie rzeczy daje dopiero drugie podanie. Widziałem w Jerozolimie ten grób Adama. Znajduje się on do dzisiejszego dnia wykuty w skale kalwaryjskiej na tym właśnie miejscu, nad którym u góry stał krzyż Chrystusa. Gdy w chwili śmierci Zbawiciela otworzyły się groby i pokruszyły skały, przez szczelinę powstałą w wyniku trzęsienia ziemi, spłynęła kropla krwi zbawczej na czaszkę adamową. Jeden z najdawniejszych pisarzy kościelnych, którzy o tej tradycji wspominają, przytoczywszy ją, dodał od siebie: aby dosłownie sprawdziły się słowa apostolskie, iż „jak w Adamie wszyscy umierają, tak i w Chrystusie wszyscy ożywieni będą” (1 Kor 15, 22). Czyż nie jest to potwierdzeniem tego, co mówiłem w ostatniej nauce o wszechpotężnej działalności krwi Jezusowej, która posiada moc zbawczą dla wszystkich ludzi, począwszy od pierwszego człowieka, co wyszedł z raju, aż do ostatniego, który żyć będzie przy końcu świata?

„A była trzecia godzina, i ukrzyżowali Go” – Et crucifixerunt eum (Mk 15, 25). Oto największy dramat świata ujęty w trzy słowa! Trzy tylko słowa, a jaki ogrom zawierają bólu. Jakby wzruszenie nie pozwoliło więcej pisać ewangeliście i wytrąciło mu pióro z ręki! Zdarli z Niego szaty, rzucili Go na drzewo krzyża, okrutnymi gwoździami przybili ręce i nogi, a potem podnieśli krzyż z ziemi i z okropnym wstrząsem osadzili w wydrążonym otworze. Szeroko się rozdarły rany rąk i ciało osunęło się na dół, ciężarem swoim rany nóg rozdzierając. Ofiara została wyniesiona w powietrze, pomiędzy niebo a ziemię. Najwyższy Arcykapłan zaczął celebrować na ołtarzu krzyża swoją sumę czyli najważniejszą ofiarę. Była to pierwsza krwawa Msza św., pierwsza, ale i ostatnia! Trwać natomiast przez wieki, bez przerwy, aż do skończenia świata, będzie inna ofiara Mszy świętej. Jest to Msza bezkrwawa, według porządku Melchizedeka. Tamta krwawa, ta bezkrwawa, a przecież jest to w istocie ta sama ofiara. Jaki jest tych dwóch ofiar wzajemny stosunek?

II. Życie ofiary kończy Jezus śmiercią ofiary. – Nie za siebie, lecz za człowieka winowajcę. – Znamiona ofiary prawdziwej. – Dlaczego obok nieskończonej ofiary na krzyżu jeszcze inna ofiara. – Konieczność ofiary w Nowym Zakonie. – Ofiara na krzyżu i Msza św. to ta sama ofiara.

Kiedy wśród nocnej ciszy przyszedł na świat Zbawiciel, wtedy po polach i błoniach betlejemskich rozległo się anielskie śpiewanie: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łk 2, 14). Jakże pięknie wyrazili aniołowie w tej pieśni cel ostateczny przyjścia Pana Jezusa na ziemię. A cel był taki: Ojcu niebieskiemu oddać najwyższą chwałę i uwielbienie a ludziom zdobyć pokój z Bogiem przez zmazanie ich winy; złożyć Mu nieskończoną ofiarę uwielbienia i dziękczynienia, przebłagania i prośby! Życie ofiary przez wyzucie się ze wszystkiego i przez zniżenie się do postaci sługi rozpoczął Pan w chwili Wcielenia; rozwijał przez wszystkie swoje dni na ziemi, a przypieczętował krwią swoją na krzyżu. Albowiem „nie skazitelnymi złotem albo srebrem – pisze św. Piotr – jesteście wykupieni, ale drogą krwią jako baranka bez zmazy i niepokalanego Chrystusa” (1 P 1, 18-19).

Wzniósł pierwszy Adam bunt w raju, który w jego osobie stał się buntem całej ludzkości. Naprawił go drugi Adam. Zajął niejako miejsce winowajcy i wszystko, na co ten swoim buntem zasłużył, sam wziął na siebie; poniósł odpowiedzialność i cierpiał. Wszystkimi zmysłami, wszystkimi władzami ciała i duszy zgrzeszył pierwszy człowiek, a w nim cały rodzaj ludzki. Dlatego też cierpiał niewinny Baranek wszystkimi zmysłami ciała i wszystkimi uczuciami duszy. Grzesznik skierował swoje oczy ku zakazanemu drzewu, nastawił uszy na kuszące słowa węża, smakiem pożądał owocu wzbronionego, stopami zbliżył się do nieszczęsnego drzewa, wyciągnął rękę po zwodniczą rozkosz i wreszcie spożył rzecz niedozwoloną. W czym zgrzeszył człowiek, w tym cierpiał Pośrednik. Patrz, jak Mu zawiązują oczy, plują Mu w twarz, policzkują niemiłosiernie. Słuchaj, jak bluźnierstwem i szyderstwem i klątwą ranią Jego uszy; jak nużą Jego nogi włóczeniem po sądach, jak męczą język, podniebienie żółcią i octem, który Mu do picia podają; jak przebijają Jego ręce i stopy grubymi i tępymi gwoździami, a ponieważ pierwszy Adam zgrzeszył pod drzewem, patrz, jak drugiego Adama przybijają do drzewa!

Grzesznik wypowiedział swojemu Panu posłuszeństwo, stworzeniu dał pierwszeństwo przed Nim, serce swoje odwrócił od Boga. I oto jak zastępcza ofiara ciężko zapłaciła za sprawcę. Jezus stał się posłusznym aż do ostatniego tchnienia; poniósł karę pogardy i dotkliwego upokorzenia, gdy wyrzutek społeczeństwa Barabasz wyniesiony został nad Niego, a On sam umarł w bolesnym opuszczeniu od Boga, wołając na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mk 15, 34). Przez grzech zasłużył człowiek na śmierć. Nie minęła więc i ta kara Pana Jezusa – ofiary. A gdy wszystko się wykonało, gdy już wszystko inne wycierpiał, przyjął jeszcze śmierć, skłonił głowę i umarł. I tak każdy szczegół Jego męki gorzkiej i śmierci wskazuje na to, że Syn Boży złożył ofiarę nie za siebie lecz za człowieka-winowajcę. Dokładnie tak, jak przepowiedzieli prorocy. Jeden z nich, Izajasz, tak szczegółowo przepowiedział mękę Pańską, jakby ją był oglądał na własne oczy. Dlatego nazywany bywa ewangelistą Starego Zakonu. Jasno przedstawił ten charakter zastępczy ofiary Jezusowej: „Choroby nasze On nosił, a boleści nasze On wziął na siebie. Sinością Jego my jesteśmy uzdrowieni. Pan włożył nań nieprawości wszystkich nas. Ofiarowany jest, ponieważ sam chciał, a nie otworzył ust swoich. Dla złości ludu mego ubiłem Go” (Iz 53, 4 i n.). Co prorok przepowiedział, to powtarzał i przypominał przy każdej sposobności apostoł św. Paweł, jakby chciał wyryć w pamięci, w duszach pierwszych chrześcijan tę prawdę. Zamiast innych jego powiedzeń, przytoczę słowa z Listu do Efezjan: „Chrystus wydał samego siebie za nas obiatą i ofiarą Bogu na wonność wdzięczności” (Ef 5, 2).

A chyba już tylko jako krótkie uzupełnienie uwag powyższych powiem, że śmierć Pana Jezusa na krzyżu nie była przypadkowym morderstwem, popełnionym przez rozjuszoną tłuszczę na niewinnym człowieku. Nie, ona posiada wszystkie znamiona prawdziwej ofiary. Nieraz już wspominałem, że istotą ofiary jest złożenie Bogu za pośrednictwem kapłana daru zewnętrznego, widzialnego, przez którego zniszczenie wyraża się Mu uznanie Jego majestatu i najwyższego Jego władania; oddaje Mu się uwielbienie i czyni zadość za popełnione winy. Darem ofiarnym na krzyżu jest sam wcielony Syn Boży, który po to zstąpił na świat, aby życie swoje złożyć jako ofiarę za wszystkich. Jest w tej ofierze i kapłan. A kto to? Czy ktoś z faryzeuszy i arcykapłanów, którzy Jezusa wydali Piłatowi? Czy może sam Piłat, który Go skazał na mękę i śmierć? Czy może ktoś z owych siepaczy, którzy Go biczowali, koronowali cierniem i do krzyża przybili? Nie, Chrystus ofiarował się, albowiem sam chciał, jak zapowiadał Izajasz prorok. On sam, wyjaśnia św. Augustyn, jest kapłanem, ofiarnikiem i ofiarą. „Nikt nie bierze życia mego ode mnie – mówi Pan – ale ja daję je sam od siebie” (J 10, 18).

Wreszcie do istoty ofiary należy cel, a mianowicie uwielbienie majestatu Bożego i przebłaganie Jego sprawiedliwości za grzech popełniony. O, w jak doskonały sposób osiągnęła ten cel ofiara krzyżowa! Dar ofiarny bowiem tutaj to nie kozioł lub cielec, jak u Żydów, ani nawet zwyczajny człowiek, lecz Bóg-człowiek, Jezus Chrystus. I dlatego wartość tej ofiary jest nieskończona. Chwała Boża z niej wypływająca jest nieskończona, zadośćuczynienie jest nieskończone i starczy na zmazanie win i grzechów całego świata oraz na przywrócenie wszystkim ludziom dziedzictwa królestwa niebieskiego, jeżeli przyswoją sobie nieskończone zasługi Jezusa Chrystusa.

Otóż ta konieczność przyswojenia sobie zasług Chrystusowych wprowadza nas w drugą część dzisiejszego naszego zagadnienia. Dlaczego obok tej nieskończenie doskonałej i owocnej ofiary jest jeszcze inna, Msza święta? Nietrudna na to pytanie jest odpowiedź. Posłuchajcie! Ofiara Syna Bożego na krzyżu dokonała się raz jeden w dziejach świata. Śmierć Pana Jezusa jest faktem historycznym, zdarzeniem jednorazowym, przeminęła i drugi raz powtórzyć się nie może. Tylko ci, którzy stali wówczas na Golgocie, byli naocznymi świadkami cudownie bolesnego widowiska, kiedy Chrystus Pan życie swoje oddawał z miłości ku rodzajowi ludzkiemu. Mieszkańcy Jerozolimy, którzy nie wyszli za Jezusem aż za bramy miasta, o śmierci Jego wiedzieli już tylko ze słyszenia, a świat cały ówczesny chyba z niezwykłych zaburzeń w przyrodzie, z trzęsienia ziemi lub zaćmienia słońca mógł wnioskować, że „Bóg natury cierpi albo świat się rozpada”. A my, którzy żyjemy o wieki całe oddaleni od kalwaryjskiej ofiary, czyżbyśmy nie mieli mieć już żadnej z tą ofiarą styczności? I czy nie miałoby być w Nowym Zakonie już rzeczywiście ofiary? Tak uczyli heretycy XVI wieku. Ze śmiercią i ofiarą Chrystusa na krzyżu skończyła się – ich zdaniem – wszelka ofiara, więc Nowy Zakon ofiary nie posiada. Toteż zwolennicy Lutra powyrzucali ze świątyń swoich ołtarze, bo skoro nie ma ofiary, to ołtarze są zbyteczne i bez znaczenia. Tymczasem według nauki Kościoła, i w Nowym Zakonie, Zakonie łaski, jest ofiara nieustająca, która przypomina, uobecnia i przelewa na nas owoce ofiary krzyżowej. Trudno nawet przypuścić, by mogło by być inaczej.

Ofiara jest najdoskonalszym aktem służby Bożej. Narody, posiadające jakąkolwiek religię i wiarę w bóstwo, miały też zawsze ofiarę na uczczenie tego bóstwa. Czy więc możliwą jest rzeczą, aby Nowy Zakon nie posiadał ofiary na uwielbienie Boga, na uproszenie sobie łask potrzebnych i na dziękczynienie za otrzymane dobrodziejstwa? Czyż w wierze i religii Nowego Zakonu mielibyśmy być ubożsi od pogan? Stary Zakon cały był obrazem Nowego, a przecież cały opierał się na ofiarach. Jeżeli więc w Nowym Zakonie nie byłoby prawdziwej ofiary, to Pan Bóg byłby lepiej i doskonalej uczczony w Starym Zakonie, a religia mojżeszowa przyćmiłaby religię chrześcijańską. Tymczasem to religia chrześcijańska jest doskonalsza, jest dopełnieniem Zakonu. Ale co najważniejsze, i skąd już wynika konieczność nieustającej ofiary, to ten wzgląd, że dzięki niej mają być dla ludzi wszystkich czasów dostępne owoce ofiary krzyżowej. Przecież w ofierze Nowego Zakonu nie zdobywa Chrystus nowych zasług, ani nie daje swemu Ojcu nowego zadośćuczynienia – tak Kościół nie uczy, gdyż Kościół wie dobrze, że ofiara spełniona na krzyżu obfituje w nieskończone zasługi i za wszystkie grzechy wszystkich ludzi może zadośćuczynić. Ale zdobyte już zasługi i dokonane już zadośćuczynienie mają stać się dla nas dostępne, tak aby były jakby naszymi własnymi zasługami i naszym własnym zadośćuczynieniem. Ofiara krzyżowa przebłagała Boga Ojca w takim stopniu, że gotów On jest dać łaskę wszystkim ludziom. Ponieważ jednak ludzkość grzeszy nieustannie w dalszym ciągu, dlatego potrzeba Mu nieustannie nowego przebłagania przez ofiarę eucharystyczną. Morze zasług jest nieskończone, ale trzeba je do dusz wprowadzić. Msza św. jest kanałem, przez który owe zasługi do dusz spływają. Drzewo jest oblepione owocami, ale musi być ktoś, kto je z drzewa zerwie i ludziom poda. Spełnia to zadanie Msza święta.

A jeżeli mnie zapytacie, jakim sposobem Chrystus Pan, który „powstawszy z martwych więcej nie umiera i śmierć nad Nim więcej panować nie będzie” (Rz 6, 9), jest prawdziwą ofiarą we Mszy św., to odpowiedzieć tylko mogę słowem Ducha Świętego, że to co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga. Jego nieskończona mądrość znalazła sposoby i drogi, na które nawet w najśmielszych marzeniach nie wpadłaby myśl ludzka, aby wykonać to, co pozornie jest niewykonalne. Całym łańcuchem niewidzialnych cudów opasał Pan swoje ołtarze, aby ukryć pod postaciami chleba i wina wielkość chwalebnego swego człowieczeństwa, i tak w osobie swojej połączyć życie ze śmiercią mistyczną, stan baranka ofiarnego z wieczną chwałą w niebie. Jest więc istotnie, mimo wszelkich wątpliwości jakie by nasuwać się mogły myśli ludzkiej, bezkrwawa w przebiegu Msza św. tą samą ofiarą zbawczą, z tą samą siłą odkupieńczą, co ofiara na Kalwarii.

W jednej z modlitw mszalnych w dziesiątą niedzielę po Zielonych Świątkach prosi Kościół w sposób następujący: „Daj nam, o Panie, godnie święcić tajemnice niniejsze, albowiem ilekroć się obchodzi uroczystą tej ofiary pamiątkę, dokonuje się dzieło naszego odkupienia”. Co za wspaniały obraz! Przez ofiarę eucharystyczną dokonuje się dzieło naszego odkupienia, bowiem przez ofiarę krzyża zdobyta została wszelka łaska, a przez ofiarę eucharystyczną staje się ona dostępna dla całej ludzkości. Ślicznie pisał pewien teolog XVII wieku: „Ofiara krzyża jest ofiarą odkupienia i zasługi, albowiem wszystko wysługuje a niczego nie przyswaja; Msza jest ofiarą przyswojenia i uświęcenia, wszystko bowiem przyswaja a niczego nie wysługuje”2. Zawsze więc między ofiarą krzyża a naszym uświęceniem staje ofiara eucharystyczna. Tę pierwszą odprawił Arcykapłan nasz Boski w purpurowym ornacie krwi, tę drugą składa po wszystkie wieki w złocistym ornacie chwały niebieskiej.

III. Dwa ołtarze. – Na ołtarzu Kalwaria. – Przykład wstrząsający, ale daleki od rzeczywistości Mszy świętej.

„I tam Go ukrzyżowali” (Łk 23, 33). Widzę szczyt Kalwarii, a na nim ołtarz krzyża, a na nim Chrystusa – ofiarę. Nie zostanie On na stałe na tym wyniosłym ołtarzu. Z krzyża zstąpi na ołtarz Kościoła katolickiego. Dwa te ołtarze nie są od siebie oderwane. Stoją obok siebie. Co mówię, przecież na każdym ołtarzu naszym stoi krucyfiks. I nieodzowne jest to przybranie ołtarza, tak że nie wolno mi Mszy św. odprawić, gdyby na nim nie było krzyża. Wskazuje to na tę prawdę, że dzieje się i powtarza, odnawia i uobecnia w każdej Mszy św. to, co działo się na krzyżu. Co byśmy czynili, gdybyśmy wówczas mogli być naocznymi świadkami błogosławionej śmierci Pana Jezusa? Ach, zapewne tulilibyśmy się do krzyża, bolejąc nad Jezusem i z uczuciem żalu i skruchy, że to i nasze grzechy przyczyniły się do Jego męki. Płakalibyśmy z Matką Bolesną, pod krzyżem stojącą; albo ze św. Janem, który jedyny z apostołów nie opuścił mistrza w owej najstraszniejszej godzinie; albo ze św. Marią Magdaleną, która tutaj jeszcze w duchu oblewała łzami przebite stopy Pana Jezusa, jak je kiedyś oblewała i okrywała pocałunkami w domu Szymona faryzeusza. W czasie Mszy św. mamy Kalwarię na ołtarzu. Tulmy się więc do ołtarza, na którym spełnia się to tremendum misterium, straszliwa tajemnica; uwielbiajmy, prośmy, dziękujmy, opłakujmy grzechy, tak jakbyśmy byli na Kalwarii.

Słyszymy czasem z ust kaznodziejów lub czytamy w pobożnych książkach dla zachęty o takim przykładzie. Oto odbywała się w pewnej bardzo zepsutej parafii misja. Gorliwi misjonarze targali swoje siły, głosząc prawdy wieczne i nawołując do nawrócenia. Niestety bez skutku. I stała się rzecz groźna. Jeden z nich, widząc zatwardziałość ludu, takim się wzruszył uczuciem, że krew rozsadziła mu serce, buchnęła ustami, zbroczyła komżę. Śmierć z żarliwości na ambonie. Drugi misjonarz wszedł po tym strasznym wypadku na ambonę, rozwinął skrwawioną komżę i rzekł: „Patrzcie, ta krew i ta śmierć to wasze dzieło”. I łaska Boża uderzyła jak grom w zatwardziałe dotąd serca. Wśród lęku i strachu poczęli wołać słuchacze: „O Boże, krew jego oskarżać nas będzie przed Tobą. Przebacz nam, o Panie!”. I krew misjonarza spełniła to, czego słowa osiągnąć nie mogły. Misja skończyła się ogólnym nawróceniem.

To piękny przykład, robi wrażenie, jest efektowny. Ale daleko mu do rzeczywistości Mszy świętej. Porównanie tutaj bardzo kuleje. We Mszy św. nie ukazuje nam kapłan szaty Jezusowej zbroczonej Jego Krwią Przenajdroższą, tylko przedstawia nam rzeczywiste, prawdziwe Ciało Jego i Krew w stanie mistycznej śmierci. Co więcej, we Mszy św. akt konsekracji dokonuje rzeczywistej, prawdziwej ofiary – tej samej, co odkupiła świat na Kalwarii, z wszystkimi jej owocami i nieskończonymi zasługami. Cóż więc nam wypada czynić, skoro tamten lud na widok skrwawionej komży kajał się w pokucie? Słowa niezdolne są wyrazić, co nas wtedy przejmować powinno. W głębokim więc milczeniu uwielbienia, wdzięczności i świadomości grzechu bijmy się w piersi i wołajmy głosem skruszonej duszy: „Jezu, Jezu, Jezu, zmiłuj się nad nami!”.

Amen.

(pisownię i styl uwspółcześniono)
1 ks. Józef Kłos, Dwie ofiary. Sześć kazań pasyjnych o krwawej ofierze na Kalwarii i bezkrwawej ofierze Mszy świętej z dodatkiem kazania na uroczystość wielkanocną, Księgarnia św. Wojciecha Poznań-Warszawa-Wilno-Lublin [1932], s. 49-65.
2 Sens tego, wyrażonego w nieco trudnym języku, zdania jest mniej więcej taki: Ofiara Pana Jezusa dokonana na Kalwarii otwiera wszystkim niebo, ale nikogo z nas automatycznie nie czyni zbawionym. Dopiero ofiara Pana Jezusa uobecniona we Mszy św. (a dokładnie, godne i pełne w niej uczestnictwo) jest gwarancją osiągnięcia zbawienia.