DWA
POZDROWIENIA
(tekst pt. Zwyczaje
chińskie w: „Pochodnia Seraficka” R. I: 1926, nr 6, s.
190-191)
Ojciec
Antoni Dau, misjonarz franciszkański w prowincji Shensi w Chinach
opisuje zwyczaj pozdrowienia chińskiego: Scen
fu, celò main? To
znaczy: „Ojcze mój, czyś jadł, czy nie?”. Odpowiada się: Celò
– Tak, jadłem. Takie pozdrowienie obija się o uszy przy każdym
spotkaniu. Dla nas przybyłych z Europy dziwnym się wydaje takie
pozdrowienie, lecz trzeba wiedzieć, że Chińczycy są narodem bez
ideałów i bez szlachetności uczuć, stąd łatwiej się pojmie
znaczenie i podstawę używania takiego pozdrowienia. Naród, który
wyznaje najbrutalniejszy materializm; który nie wierzy w nic poza
danymi swoich zmysłów; który żyje jedynie dla zmysłowości;
który materializuje duchy, szuka tylko zbytku, zabaw, ryżu i opium.
Naród, który w zaspokojeniu niskich żądz znajduje całe swoje
szczęście, nie pojmuje pozdrowienia: „Witam” lub „Dzień
dobry”. Nawet nie można tego przetłumaczyć na język chiński.
Ich cała inteligencja mieści się w żołądku. Dlatego ten jest
wielkim w ich mniemaniu i godnym szacunku, kto ma wielki brzuch. Stąd
pozdrowienie „Czy jadłeś?” ma znaczenie: czy jesteś zadowolony
ze swojego żołądka?
Z
drugiej strony takie pozdrowienie jest prawdziwą ironią, albowiem
nie ma tu mleka, ani sera, nie ma wina, ni oleju, nawet nie ma wody
do picia, brak sałaty, kartofli, cebuli, fig, śliwek, winogron,
melonów. I wobec tego pytają się: „Czyś jadł?”. Naturalnie
trzeba odpowiedzieć, że się jadło, aby nie być posądzonym o
brak oświaty. Na szczęście pomiędzy chrześcijanami coraz
rzadziej się słyszy takie pozdrowienie, gdyż misjonarze
wprowadzają pozdrowienie katolickie: „Niech będzie pochwalony
Jezus Chrystus!”. Bez chrześcijaństwa nie ma tu mowy o jakiejś
cywilizacji i postępie tak moralnym, jak i materialnym. Musi
najpierw zaniknąć pozdrowienie: „Czyś jadł?”, a następnie
wejść w użycie pozdrowienie Chrystusowe.
***
Tekst
powyższy może się komuś wydać zbyt krytyczny wobec chińskiej
rzeczywistości. Dziś już pewnie zaopatrzenie w żywność wygląda
w Chinach o wiele lepiej niż w latach XX ubiegłego wieku. Również
„postęp materialny” dokonuje się tam bez chrześcijaństwa,
tyle tylko, że taki postęp nie pomoże ludziom w osiągnięciu
zasadniczego celu ludzkiego życia, którym jest zbawienie.
Cywilizacja istniała w Chinach na wiele wieków przed narodzinami
naszego Pana Jezusa Chrystusa. Mogą być więc cywilizacje
niechrześcijańskie, tyle tylko że nie czynią one życia
społecznego wznioślejszym, sprawiedliwszym, a wręcz odwrotnie,
ugruntowują barbarzyństwo i niesprawiedliwość. Opinia o
materializmie Chińczyków, jest słuszna. Dziś mentalność chińska
jest chyba nawet o wiele bardziej zmaterializowana niż miało to
miejsce sto lat temu. Siddharta Gautama ma niezmiennie wielki,
nabrzmiały brzuch; Konfucjuszowi takie pojęcia jak osobowy Bóg,
nadprzyrodzoność czy łaska były obce; a trzeci (najmłodszy) z
chińskich „autorytetów” Mao Tse Tung twierdził, że poza
materią nie ma nic i tylko dla osiągnięcia materialnych dóbr
warto żyć. W tę ciemność chińskiej rzeczywistości światło
rzuca chrześcijaństwo. Sprzeczność jest łatwa do dostrzeżenia,
tak jak łatwo zobaczyć różnicę między chińskim a
chrześcijańskim pozdrowieniem. Dlatego tak trudno misjonarzom
katolickim było i jest zdobywać w Chinach dusze. Chiny przestaną
być wielkim przerażającym monstrum, którego na przykład symbolem
jeszcze niedawno była (czy nadal jest?) tak zwana polityka „jednego
dziecka” czyli represje wobec par chcących mieć więcej niż
jedno dziecko. Innymi przerażającymi aspektami życia w Chinach
jest zabijanie nienarodzonych dzieci, a szczególnie dziewczynek, czy
prześladowanie katolików broniących prawa Kościoła do
niezależności od państwa. Módlmy się za powodzenie misji
katolickich w Chinach.