Z KATECHIZMU O CHRYSTUSIE KRÓLU (cz. 2)
W jaki sposób nowoczesne swobody przyczyniły się do tego [chodzi o detronizację Chrystusa Króla] żałosnego końca?
Jak już powiedzieliśmy, dla współczesnych ludzi jedyną istniejącą prawdą jest ludzka myśl. Dlatego też dla społeczności i państw zasadzających się na pryncypiach roku 1789 nie jest możliwe uznanie czy wyznawanie jakiejś prawdy, uznawanie czy wykonywanie jakiegoś kultu. To logiczne następstwo wielkich współczesnych swobód. Wyjaśnię to bliżej: weźmy na przykład wolność nauczania. Jeden nauczyciel uczy rzeczy następujących: „Bóg istnieje”, „Jezus Chrystus jest Bogiem”, „Kościół katolicki jest dziełem Boga”. Na podstawie przyjętych przez siebie zasad [liberalnych] państwo musi mu na to pozwolić. Inny nauczyciel uczy owych rzeczy w zupełnie przeciwnym duchu: „Boga nie ma”, „Jezus Chrystus nie istniał lub też był ofiarą halucynacji”, „Kościół jest jednym wielkim spiskiem”. Na mocy tych samych zasad państwo i na to musi przystać. Tym samym nie akceptuje jako swego żadnego z tych sposobów nauczania. Musi jednak obydwa w takim samym stopniu chronić, co wynika z jednego i tego samego konstytucyjnego zapisu.
Jedyną prawdą jest dlań to, iż każdy dysponuje swobodą nauczania. Ze ściśle logicznego punktu widzenia nowoczesne państwo jest zatem ateistyczne i wolnomyślicielskie, ponieważ konstytucje tych państw są wolnomyślicielskie, ateistyczne lub lepiej – pozbawione prawdy. A [sformułowanie] „bez prawdy” w praktyce oznacza: przeciw prawdzie, przeciw Bogu.
W rzeczywistości, kiedy współczesne państwo postawione zostanie wobec autentycznie istniejącej prawdy, takiej jak [ta] pierwsza i największa – Bóg [istnieje] – jakie musi być jego stanowisko wobec kary zakłamania własnych zasad [jeśli zechce być wierne swoim własnym zasadom]? Nie może ono wiedzieć [uznać], że w słowach „Bóg istnieje” zawarta jest prawda. Nie może ich zaakceptować. Gdyby to zrobiło, zobowiązałoby się do postępowania w myśl Bożych zasad. Nie może zrobić ani tego, ani też niczego innego. Jego stanowisko wobec dwóch tak przeciwstawnych poglądów, jak „Bóg istnieje” oraz „Bóg nie istnieje” musi być jednakowe. Ze społecznego punktu widzenia współczesne, nowoczesne państwo nie może wiedzieć [zająć stanowiska w kwestii], czy prawda istnieje. Musi przeciwstawiać się wszelkim próbom, jakie Prawda podejmować może w celu dotarcia do społeczności. Bowiem przeniknięcie Prawdy do organizmu państwowego oznaczałoby automatyczną jej przewagę nad samym państwem i jego konstytucją. A to być nie może.
Państwa i konstytucje narodów muszą przeciwstawiać się prawdzie, by pozostać takimi, jakimi są. Cóż to oznacza? [Państwa i konstytucje mają pozostać] Wypranymi z prawdy, ateistycznymi, przeciwnymi każdej zasadzie, jaka kwestionuje ich samozwańcze role panów i sędziów ponad narodami, w praktyce zaś [mają pozostać] skierowane przeciw Bogu, przeciw Chrystusowi i przeciw Kościołowi.
Przeciwnie, każda myśl, każda nauka, o ile pochodzą one od człowieka, może być nauczana. Uzyskują nawet [one] pełne wsparcie ze strony państwa. Przyczyną tego jest czynnik o znaczeniu decydującym. Zarówno ludzkie myślenie, jak i każdy jego wytwór są produktem ludzkiego ducha. Kiedy tego właśnie się naucza, nic, co górowałoby nad człowiekiem, nie ma prawa dotarcia do społeczności.
Twierdzenia „Bóg istnieje”, „Kościół katolicki jest dziełem Bożym” mogą być z mocy prawa nauczane nie dlatego, że są wyrazem obiektywnej prawdy, lecz ponieważ poddani [obywatele] jakiegoś państwa uważają je za właściwe [prawdziwe] i szanują z takich czy innych powodów. Twierdzenie przeciwne: „Boga nie ma”, „Kościół katolicki jest wielkim oszustwem” nauczane mogą być z mocy tego samego prawa.
Tak samo być musi, logicznie rzecz biorąc, z nauczaniem w takich sprawach, jak kradzież, morderstwo, nieobyczajność. Prawo stanowione w jawnym przeciwieństwie do wyznawanych przez państwo zasad osądza i skazuje nieszczęśnika, który dopuścił się podobnych czynów, nie zabrania jednak szerzenia poglądów sprowadzających na wiodącą ku nim drogę. Krótko mówiąc, państwo poprzez swych poddanych [obywateli] naucza tego, co poddani [obywatele] myślą. Tak być musi, ponieważ nie zna ono niczego, co nie pochodziłoby od człowieka.
W następujących słowach wypowiada się Leon XIII w liście do arcybiskupa Bogoty: „Gdy tylko mowa o sposobie zachowania się wobec zbiorowości, katolicy natychmiast dzielą się na przeciwne sobie obozy i trawią czas w gwałtownych sporach, które najczęściej są owocem liberalnych interpretacji katolickiej doktryny. [Tymczasem] Najwyższy Pasterz naucza, iż zasadą oraz podstawą liberalizmu jest odrzucenie praw Bożych. To, czego w dziedzinie filozofii pragną zwolennicy naturalizmu czy racjonalizmu, tego też w stosunkach obyczajowych i prawach obywatelskich chcą orędownicy liberalizmu, jako że w obyczajach i życiowej praktyce wprowadzają oni zasady naturalizmu. Tak oto punktem wyjścia każdej racjonalistycznej doktryny jest pogląd o suwerenności ludzkiego rozumu, który wzgardzając posłuszeństwem winnym wiecznemu, Bożemu rozumowi, a nie uznając żadnej innej dla siebie zależności niż ta, jaką sam stwierdzić może, sam ma się za najwyższą zasadę, sędziego i źródło prawdy zarazem. Tak wielka jest pycha tych, których nazwaliśmy orędownikami liberalizmu; ich zdaniem nie istnieje jakakolwiek Boża moc, której w życiu winno się być posłusznym, lecz każdy dla siebie jest swym własnym prawem. Stąd też pochodzi owa moralność, którą zwie się «niezależną», a która pod pozorem wolności ludzkiej woli, odwodzić zwykła od przestrzegania Bożych przykazań, pozwalając człowiekowi na niczym nieskrępowane rozpasanie. To pierwszy i najbardziej szkodliwy stopień liberalizmu. Odrzucając z jednej strony każdy autorytet i każde tak naturalne, jak i nadnaturalne Boże przykazania, więcej nawet – niszcząc je całkowicie – z drugiej [liberalizm] twierdzi, iż kształt każdej społeczności zależny jest od woli każdego człowieka, oraz że suwerenna władza pochodzi z woli ogółu jako swego pierwszego źródła”.
(fragm. rozdz. pt. Grzech liberalizmu z: o. A. Philippe CSsR, Katechizm o Chrystusie Królu, Te Deum Warszawa 2002, s. 62-66)