POCIESZYCIEL,
ŻYCIE DUSZY MOJEJ
(wg kard. J. H. Newmana)
1.
Boże mój, uwielbiam Ciebie za to, że wziąłeś na siebie brzemię
grzeszników, tych, którzy nie tylko nie mogą przynieść Ci
pożytku, ale którzy ciągle martwią Cię i obrażają. Podjąłeś
się służyć, i to tym, którzy wcale Cię o to nie prosili.
Uwielbiam Ciebie za niepojętą łaskawość Twojej służby dla
mnie. Wiem i czuję, Boże mój, że wtedy, gdy pragnąłem być
zostawiony samemu sobie, mogłeś mnie zostawić, abym kroczył
własną drogą i w duchu samowoli
i zarozumiałości doszedł
prosto do piekła. Mogłeś zostawić mnie w owym stanie wrogości
wobec Ciebie, który sam w sobie jest już śmiercią. W końcu
umarłbym jeszcze drugą śmiercią, a gdyby tak się stało,
mógłbym za to tylko siebie samego winić. Ale Ty, Ojcze wiekuisty,
bardziej mnie kochałeś niż ja sam siebie. Udzieliłeś mi łaski
Twojej, obficie zlałeś ją na mnie, i dzięki temu żyję.
2.
Boże mój, uwielbiam Ciebie, wiekuistego Pocieszyciela, światło i
życie duszy mojej. Mogłeś poprzestać na dawaniu mi dobrych
natchnień, zsyłając łaski
i pomagając mi z zewnątrz.
Mogłeś w ten sposób mnie prowadzić, oczyszczając mnie wewnętrzną
mocą Twoją dopiero wtedy, gdy będę przechodził ze stanu
doczesnego do wiecznego. Ale Ty w nieskończonej dobroci od początku
wszedłeś do mojej duszy i objąłeś ją w posiadanie. Uczyniłeś
ją swoją świątynią. W niewysłowiony sposób przebywasz we mnie
poprzez łaskę Twą, łącząc mnie z sobą i z całą wspólnotą
aniołów i świętych. Więcej – jak niektórzy utrzymują, obecny
jesteś we mnie nie tylko Twoją łaską, ale Twoją wieczną
substancją, tak, jakbym nie tracąc własnej indywidualności, był
nawet w tym życiu w jakiś sposób wchłonięty przez Boga. Więcej
– jest tak, jakbyś wziął
w posiadanie również ciało
moje, ten ziemski, cielesny, nędzny przybytek – nawet ciało moje
jest Twoją świątynią. O zdumiewająca, straszliwa prawdo! Wierzę
w to, wiem to, Boże mój!
3.
Boże mój, czyż mogę grzeszyć, kiedy Ty tak głęboko zjednoczony
jesteś ze mną? Czyż mogę zapomnieć, kto jest ze mną, kto jest
we mnie? Czyż mogę wygnać Boskiego Mieszkańca tym, czym On
brzydzi się najbardziej, tym, co jest jedyną rzeczą w świecie
naprawdę dla niego obraźliwą, jedyną rzeczą, która nie pochodzi
od Niego? Czyż nie byłby to jakiś rodzaj grzechu przeciw Duchowi
Świętemu? Boże mój, mam podwójne zabezpieczenie przeciw
grzechom: po pierwsze lęk przed profanacją wszystkiego, czym Ty
jesteś dla mnie w samej obecności swojej, a po drugie ufność, że
ta obecność właśnie uchroni mnie od grzechu. Boże mój,
odejdziesz ode mnie, jeśli zgrzeszę, i będę wówczas zostawiony
moim własnym, nędznym siłom. Boże uchowaj! Chcę posłużyć się
tym, co mi dałeś, pragnę wołać do Ciebie, kiedy będę
przechodził przez próby i pokusy. Pragnę się strzec przed
lenistwem i bezmyślnością,
w które ciągle się pogrążam.
Dzięki Tobie nigdy Cię nie opuszczę.
(za: John Henry Newman, Rozmyślania i modlitwy. Sen Geroncjusza, IW Pax, Warszawa 1985, s. 101-102)