trzecizakonfsspx.blogspot.com jest stroną Trzeciego Zakonu Bractwa Kapłańskiego świętego Piusa X w Polsce.
Znajdują się na niej najważniejsze informacje z życia naszej Duchowej Rodziny, intencje modlitewne oraz listy Duchowego Ojca, rozważania, biuletyny i wykłady. Intencje modlitewne obowiązują od każdego pierwszego dnia miesiąca.

piątek, 1 marca 2024

Rozważanie dla III Zakonu FSSPX w Polsce na marzec 2024 r.

 

POTĘGA KRZYŻA
(kard. John Henry Newman)

1. Boże mój, któż by wyobrazić sobie potrafił w świetle jakiejkolwiek naturalnej przenikliwości, iż miało być jednym z atrybutów Twoich, żebyś się uniżył
i wypełnił swe zamiary przez własne upokorzenie i cierpienie? Żyłeś od wieczności w niewysłowionym szczęściu. Boże mój, oto co byłbym zdolny zrozumieć: że skoro tworzyć zacząłeś i światem stworzeń się otoczyłeś, mogły ukazać się w Tobie owe atrybuty, które przedtem nie miały zastosowania. Nie mogłeś okazać swej potęgi, dopóki nie było niczego, co mogłoby być jej przedmiotem. Wtedy też zacząłeś okazywać cudowną i czułą Opatrzność Twoją, wierność Twoją, zapobiegliwą troskę o tych, których stworzyłeś. Ale któż zdołałby przewidzieć, że stworzenie przez Ciebie wszechświata implikowało
i pociągało za sobą Twoje upokorzenie? Wielki Boże, uniżyłeś siebie, pochyliłeś się ku przyjęciu ciała naszego i krwi, i zostałeś wydźwignięty na drewno krzyża! Chwalę i wysławiam Ciebie dziesięciokroć bardziej, że okazałeś swą potęgę przez cierpienie, niż gdybyś bez tego dziełem swoim kierował. Godne to nieskończoności Twojej – tak przekroczyć i przewyższyć wszystkie nasze wyobrażenia.

2. Panie Jezu, wierzę i dzięki łasce Twojej zawsze w to wierzyć i przy tym trwać będę, i wiem, że jest to prawdą i będzie prawdą aż do końca świata, iż nic wielkiego nie dokonuje się bez cierpienia, bez upokorzenia, z nimi zaś wszystko jest możliwe. Wierzę, Boże mój, że ubóstwo lepsze jest od bogactwa, ból lepszy od rozkoszy, ukrycie i życie wśród wzgardy lepsze od sławy, hańba i poniżenie lepsze od zaszczytów. Panie mój, nie proszę, żebyś przywiódł na mnie takie próby, bo nie wiem, czy potrafiłbym im sprostać; ale przynajmniej, o Panie – czy będę żył wśród pomyślności, czy wśród przeciwności – będę wierzył, że tak jest, jak powiedziałem. Nigdy nie będę pokładał ufności w bogactwie, stanowisku, potędze czy dobrej reputacji. Nigdy nie będę się przywiązywał do światowych sukcesów czy światowych korzyści. Nigdy nie będę pożądał tego, co ludzie nazywają rozkoszami życia. Pragnę zawsze, z pomocą łaski Twojej, cenić tych, którzy są wzgardzeni albo opuszczeni, szanować ubogich, czcić cierpiących, podziwiać i wielbić świętych Twoich i wyznawców, i łączyć się z nimi wbrew światu.

3. A na ostatku, umiłowany mój Panie, chociaż jestem tak słaby, że nie mogę prosić Cię o cierpienie jako o dar – nie mam do tego dostatecznej siły – przynajmniej błagać Cię będę o łaskę dobrego przyjmowania cierpień, kiedy Ty w mądrości swej i miłości sprowadzasz je na mnie. Obym znosił ból, nagany, rozczarowania, oszczerstwa, udrękę, niepokój – kiedy mnie nawiedzą – w taki sposób, jak Ty, Jezu mój, chciałbyś, żebym je znosił, i jak przez swoje cierpienie mnie nauczyłeś. I obiecuję Ci także – licząc na pomoc łaski Twojej – że nigdy nie będę się wynosił, nigdy nie będę szukał pierwszeństwa, nigdy nie będę zabiegał o żadne światowe wielkości, nigdy nie będę wywyższał się nad innych. Pragnę łagodnie znosić zniewagi i odpłacać dobrem za zło. Pragnę upokorzyć się we wszystkich sprawach i być cichym, kiedy będę krzywdzonym, być cierpliwym, kiedy smutek albo ból będzie się przedłużał, a wszystko dla miłości do Ciebie i do Twego Krzyża, wiedząc, iż w ten sposób pozyskam sobie obietnicę zarówno tego, jak i przyszłego życia.

 

(z: John Henry Newman, Rozmyślania i modlitwy. Sen Geroncjusza, IW Pax Warszawa 1985, s. 57-58)

 

poniedziałek, 5 lutego 2024

Rozważanie dla III Zakonu FSSPX w Polsce na luty 2024 r.

 BOMBY ZEGAROWE SOBORU WATYKAŃSKIEGO II

(fragm. wykładu ks. Franza Schmidbergera pod powyższym tytułem, opublikowanego w całości przez wydawnictwo Te Deum w 1997 r.)


Temat naszego wykładu brzmi: Bomby zegarowe Soboru Watykańskiego II. Kiedy mówimy na ten temat, musimy sięgnąć nieco wstecz i rzucić okiem na okres po drugiej wojnie światowej, i to nie tylko rzucić okiem na Niemcy, ale także na Europę i ogólnie na cały Kościół. 

To były czasy pontyfikatu papieża Piusa XII i czyniono olbrzymie wysiłki, aby skonsolidować Kościół po wielkim kryzysie drugiej wojny światowej, aby na nowo przystąpić do odbudowy i rozszerzyć starania misyjne. Tymczasem nie można lekceważyć faktu, że tu i ówdzie zaczęto odczuwać w Kościele niemiłą atmosferę. Kościół przeżywał stagnację. Nie przybywało powołań, raczej ich ubywało. Wielu kapłanów, a nawet biskupów, szukało [na nowo] własnej tożsamości. Chcieli widzieć siebie w centrum odurzenia światowym postępem; [w centrum] świata, który wierzy w zbawienie poprzez bogactwo materialne. Duchowni nie widzieli innego wyjścia, jak urządzić się jakoś w tym świecie i przyjąć postulaty nowoczesnego świata. Proszę mi pozwolić powiedzieć Państwu, że był to historyczny błąd zeświecczenia. 

Prawdziwe rozwiązanie powinno polegać na tym, aby w tej sytuacji zwrócić się do świętości, napełnić nowym życiem założone przez Chrystusa pośrednio albo bezpośrednio organizacje – małżeństwo i rodzinę, przedszkole i szkołę, rodziny zakonne i seminaria duchowne; przede wszystkim zaś samo kapłaństwo – umocnić apostolstwo w Kościele i być może rozejrzeć się, jak dalece nowoczesne środki przekazu można by wykorzystać w służbie głoszenia wiary chrześcijańskiej. Ale, jak powiedziałem, udano się całkiem w przeciwnym kierunku. Przez [publiczną] samokrytykę, poprzez kwestionowanie własnych korzeni, zaczęto pogrążać [osłabiać, wygaszać] świadomość własnego [wzniosłego]  posłannictwa. 

Reprezentantem [przykładem] takiej postawy może być Hans Urs von Balthasar, który już na początku lat pięćdziesiątych [XX w.] domagał się, aby zburzyć bastiony. A mówiąc „bastiony” miał on na myśli nie co innego, tylko wspomniane instytucje katolickie, a wreszcie katolicki dogmat. Nowoczesna egzegeza dołożyła swoje do tego, aby zburzyć wiarę w Kościele. Była ona szczególnie inspirowana przez protestanckiego racjonalistę Bultmanna i trafiła nie tylko do seminariów duchownych, do profesorów i alumnów. Karl Rahner rozpoczął swoje dzieło zniszczenia od zwiastowania „anonimowego chrześcijanina”, twierdząc, że każdy jest chrześcijaninem, niezależnie od tego, czy jest  świadomy owego faktu, czy nie. Mówiono o reformie Kościoła, a myślano przy tym nie o reformie umysłów i serc, to znaczy o wewnętrznym nawróceniu i poszukiwaniu ideału ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Jezusa, tylko świadomie pozostawiono sprawę niejasną, po cichu jednak myślano o reformie struktur, o zburzeniu owych instytucji, które sam Pan pozostawił swemu Kościołowi. Jan XXIII rzucił następnie hasło: aggiornamento – przystosowanie do zmienionych okoliczności! 

Donoso Cortés, wielki filozof państwa ostatniego [XIX] stulecia w Hiszpanii, stwierdził, że nasze czasy są obciążone dwoma błędami. Pierwszy błąd odnosi się do Boga, drugi do człowieka. 

Pierwszy błąd zawiera atak na obecność Boga na tym świecie. Zastępuje on chrześcijański, biblijny, należący do tradycji obraz Boga przez [obraz] deistyczny, przez myślenie o Bogu, który osiadł w spokoju i pozostawił świat własnemu rozwojowi i własnemu losowi. W rezultacie podaje się przez to w wątpliwość absolutność, suwerenność i niepowtarzalność Boga; ponieważ Jego obecność w świecie i Jego panowanie nad światem wypływają właśnie z tej Jego boskiej istoty. Wynika z tego następnie zakłamanie [wypaczenie] całego nadprzyrodzonego porządku wartości i zbawienia. Albowiem, jeśli Bóg jest tylko konstrukcją myślową, abstrakcyjną ideą nie ingerującą ani w życie jednostek, ani narodów, wobec tego Bóg nie stał się także człowiekiem, a więc nie ma także Kościoła, nie ma Ofiary, nie ma sakramentów i nie ma zapowiedzi nauki; wobec tego wszystko to są tylko zjawiska kulturowe. 

Drugi błąd, powiadał Donoso Cortés, dotyczy człowieka. „Człowiek –  jak mówi nasz oświecony współczesny [najprawdopodobniej ks. Schmidberger przywołuje tu słowa Rousseau] – jest dobry, nie jest obciążony grzechem pierworodnym, jest poczęty bez zmazy, narodził się bez zmazy. I wskutek tego nie potrzebuje on zbawienia, tylko wyłącznie wychowania i rozwinięcia spoczywających w nim dobrych skłonności”. 

To prowadzi do tego, że zapomina się o Krzyżu Chrystusa, a święta ofiara Mszy, jako jego [Krzyża] przedłużenie, zostaje odrzucona ze swym prawdziwym charakterem pokuty. Człowiek [w tym ujęciu] nie potrzebuje pokuty, wyrzeczenia, umartwienia czy też zaparcia się siebie; każdy jest raczej dobry, przyjazny ludziom, zgodny i uprzejmy. Dokładnie to ogłosił już światu Rousseau, [mianowicie] nazwał cywilizację i kulturę zepsuciem, i wywiódł z tego [twierdzenia] swoje hasła: „z powrotem do natury” oraz „umowa społeczna”. 

Postulat ten znalazł szeroki dostęp do filozofii, a przede wszystkim do nowoczesnej teologii. W dziedzinie wychowania prowadzi to do tego, że upada zasada autorytetu, pomijając już walkę przeciwko niedobrym skłonnościom, przeciwko grzechowi i złu; pomijając pouczenia i kary. W polityce dochodzi się do tego, aby tworzyć wizerunki wrogów i ulegać iluzorycznemu pacyfizmowi. W opinii publicznej prowadzi to do nieograniczonej, bez zastrzeżeń wiary w postęp, do bezbrzeżnego – dotyczącego zbawienia –  optymizmu, który skłania do wiary w uniwersalną możliwość porozumienia i jedności międzyludzkiej. To dalej sprawia, że iluzja raju na ziemi zaczyna być traktowana jako możliwa do urzeczywistnienia. W praktyce człowiek poświęca tej iluzji wszystkie swoje siły.   (…) 

W takich okolicznościach rozpoczął się i trwał Sobór Watykański II, który chciałbym nazwać największym nieszczęściem tego [XX] wieku. Albowiem Sobór Watykański II nie uczynił nic innego, tylko usankcjonował całą tę mentalność modernizmu, liberalizmu, wolnej moralności, powiedziałbym: „przepisał” ją, włączył do wewnętrznej przestrzeni Kościoła. Jeśli się przyjrzeć sprawom bliżej, nie można się powstrzymać, aby nie oskarżyć soboru o trzy wielkie [główne] grzechy.

Pierwszy grzech to zrezygnowanie z jednoznacznego określenia prawdy 

i potępienia błędu, a więc zorganizowanie czystego soboru pastoralnego [zredukowanie soboru tylko do wymiaru pastoralnego]. 

Drugi grzech główny to przyjęcie [w dokumentach soborowych] dwuznacznych pojęć, które pozwalają na różne interpretacje. Postępowi, zakulisowi inspiratorzy tego soboru – zaprzysiężeni w tak zwanym Rheinische Allianz („Reńskim Przymierzu”), o którym można przeczytać w znakomitej książce ks. Ralpha Wiltgena pt. Ren wpływa do Tybru – świadomie  i z rozmysłem wprowadzili do soboru [do dokumentów soborowych]  dwuznaczne sformułowania i pojęcia, aby następnie po zakończeniu soboru, w okresie posoborowym, wyciągać z tego dla siebie użyteczne [przez siebie pożądane], jednoznaczne wnioski.      

Trzeci zaś grzech śmiertelny [soboru] polega na tym, że do dokumentów soborowych włączono wypowiedzi, które trącą [pachną] herezją (…) przede wszystkim pięć dokumentów soboru odgrywa tu zgubną rolę:

1. dekret o ekumenizmie – Unitatis redintegratio,

2.  konstytucja dogmatyczna o Kościele – Lumen  gentium, przy czym [dodajmy,  że w tym dokumencie] przede wszystkim dwa punkty mają dalekosiężne skutki, podczas gdy reszta tekstu nie budzi większych zastrzeżeń,

3. deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich – Nostra aetate,

4. deklaracja o wolności religijnej – Dignitatis humanae,

5. konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym – Gaudium et spes.                      


poniedziałek, 1 stycznia 2024

Rozważanie dla III Zakonu FSSPX w Polsce na styczeń 2024 r.

 

JEZUS CHRYSTUS – BYT WYJĄTKOWY
(fragm. dzieła pt.
Życie duchowe opracowanego na podstawie rozproszonych pism śp. abpa Marcela Lefebvre'a)



(…) zastanówmy się przez chwilę nad Jego Osobą, aby móc dostrzec pewne aspekty Jego niezmierzonej wielkości.

Wzniosła istota

Konsekwencje zjednoczenia Słowa Boga, samego Boga, z duszą i ciałem człowieka (…) prawdziwie czynią z tej ludzkiej istoty kogoś zupełnie wyjątkowego, bardziej boskiego niż ludzkiego, bardziej duchowego niż cielesnego. Pan Jezus miał to udowodnić całym swoim ziemskim życiem. Bardziej żyje w niebie niż na ziemi, ponieważ jest niebem. Jego Osoba posiada wszelką moc nad Jego duszą i ciałem, do tego stopnia, że może je od siebie oddzielić i na powrót połączyć, kiedy taka jest Jego wola. Jego chwała, Jego moc, świętość, mądrość, niezmienność odwiecznej misji powierzonej Mu przez Ojca, dotyczącej naszego zbawienia, i jej realizacja w czasie – to wszystko wyraźnie jest ukazane przez Jego ziemskie życie, Jego czyny, Jego słowa.

Dusza Jezusowa

Święty Jan tak oto pisze o Panu Jezusie w Prologu do swojej Ewangelii: „A Słowo ciałem się stało, i mieszkało między nami, i widzieliśmy chwałę Jego, chwałę jako jednorodzonego od Ojca, pełne łaski i prawdy” (J 1, 14).

Wielka to tajemnica, że ten człowiek, który pojawił się w Palestynie, jest Słowem Boga, przez które wszystko zostało stworzone. I ta Osoba Boska przyjmuje naturę ludzką, duszę, która myśli po ludzku, zastanawia się po ludzku i pragnie po ludzku, gdyż Pan Jezus był człowiekiem w stopniu doskonałym. Zatem miał duszę ludzką. Ale Jego myśli były zgodne z Bogiem, gdyż w Panu Jezusie nie ma innej zgodności, jak tylko ze Słowem Boga. W konsekwencji wszystkie czyny Pana Jezusa, jakie by nie były, stanowiły czyny Boskie, gdyż pozostawały w zgodności z Jego Osobą. Ale to nie zmienia faktu, iż posiadał wszystkie władze właściwe człowiekowi, posiadał ciało i dary otrzymane przez ludzi.
Dzięki unii hipostatycznej dusza i ciało Pana Jezusa otrzymują zupełnie wyjątkową łaskę uświęcającą. Będzie ona tak obfita, że stanie się źródłem wszystkich łask uświęcających, które pochodzą od Ducha Świętego, od Ducha miłości Pana Jezusa, z którego „pełności (…) myśmy wszyscy otrzymali” (
de quo nos omnes accepimus – J 1, 16). Ta łaska uświęcająca powoduje w duszy i ciele Pana Jezusa skutki cudowne. Udziałem Jego duszy od początku jej istnienia staje się wizja uszczęśliwiająca, którą będzie On posiadał przez całe życie tu, na ziemi, także na Krzyżu. Bez wątpienia wielką tajemnicą na Golgocie jest ta dusza zanurzona w szczęśliwości w najwyższym stopniu doskonałej i jednocześnie pogrążona w bólu i smutku! Dlatego Pan Jezus, posiadając w swej duszy wizję uszczęśliwiającą, mógł mieć jedynie miłość jako cnotę teologalną, a wiara i nadzieja nie były Mu potrzebne, gdyż nieustannie widział On niebo. Trudno jest ocenić właściwie głębię i bogactwo miłości miłosiernej w duszy Jezusowej. Oczywiście, miłość w Jego ludzkiej duszy była łaską i była stworzoną, i choć posiadała niewypowiedzianą doskonałość, nie mogła się równać z nieskończonym źródłem miłości, z którego wypływała, a tym źródłem jest boskie życie Jezusa na łonie Przenajświętszej Trójcy. Ta łaska uświęcająca, wyjątkowa w swym bogactwie, obsypała dusze Jezusową cnotami, darami, owocami i szczęśliwością Ducha Świętego.

Wiedza Jezusowa

Zjednoczenie Osoby Słowa z ludzką duszą Jezusa nadaje jej wyjątkowy przywilej wizji uszczęśliwiającej, począwszy od chwili jej stworzenia. Z pewnością Bóg-Jezus w żaden sposób nie potrzebuje tej wiedzy, gdyż Jego boska wiedza nieskończenie przewyższa wiedzę wypływającą z wizji uszczęśliwiającej. Zważywszy jednak na fakt, że Stwórca wszechrzeczy zechciał przyjąć duszę i ciało człowieka, przyjął również ich władze poznania i uczynił je doskonałymi w stopniu tak wysokim, jak to tylko było możliwe. I tak dusza Jezusa posiadała wizję uszczęśliwiającą, wiedzę daną aniołom oraz wiedzę ludzką nabytą na drodze doświadczenia, i to w stopniu najdoskonalszym, jaki mógł stać się udziałem anioła i człowieka. A zatem od pierwszej chwili, czyli od chwili Wcielenia, ludzka natura Syna Bożego wcielonego mogła znać wszystko w Słowie Boga, którym był On sam: czy to teraźniejszość, czy przeszłość, czy przyszłość; czy to czyny, czy słowa, czy myśli mające związek z każdym człowiekiem, w każdym momencie historii.
Boska rzeczywistość w Jezusie Chrystusie rozświetlała osobiste i najskrytsze relacje Jezusa ze wszystkimi stworzeniami duchowymi w niebie i na ziemi. Nawet w swej ludzkiej duszy Jezus znał nas wszystkich, także najmniejsze szczegóły z naszego życia, i nic Mu nie umyka ani jako Stwórcy, ani jako Zbawicielowi.
I to głębokie poznanie rodzi w Nim bezgraniczną miłość do dusz, które zwracają się ku Niemu, oddają się Jemu zupełnie i wypełniają Jego wolę. Dusza Jezusa gorąco pragnie udzielić im swej chwały. Dlatego będzie On Sędzią wszystkich dusz.

Jezus podległy cierpieniu i śmierci

Ponieważ Pan Jezus nie miał w sobie grzechu pierworodnego ani nie popełnił jakiegokolwiek grzechu osobistego, nie musiał ponosić skutków grzechu, zechciał jednak wziąć na siebie te skutki, które nie były niezgodne z Jego godnością Syna Bożego. W konsekwencji, jeśli doznał On cierpienia i śmierci, to tylko dlatego, że tak chciał. Należy jednak zaznaczyć, że Jezus nigdy nie doświadczył choroby, gdyż choroba stanowi początek zepsucia. Dodajmy, że kiedy umarł, Jego ciało pozostało absolutnie nienaruszone; nie tak jak na przykład w przypadku Łazarza, którego siostra Marta powiedziała Panu Jezusowi, by nie odsuwać kamienia, gdyż jej brat już cuchnął (zob. J 11, 39). Zepsucie ciała Łazarza było więc bardzo posunięte. Natomiast ciało Pana Jezusa złożone do grobu nie doznało najmniejszego zepsucia. Jego boskość nadal pozostawała nierozerwalnie połączona z Jego ciałem, tak jak była połączona z Jego duszą. Kiedy dusza zstąpiła do otchłani, aby wybawić sprawiedliwych Starego Przymierza, Jego ciało pozostawało w grobie. A kiedy taka była Jego wola, na nowo połączył swą duszę z ciałem dzięki swej wszechmocy, gdyż jest On Bogiem i Słowem wszechmocnym.

Co się kryje pod ludzką twarzą Jezusa?

Nie możemy sprowadzać ziemskiej egzystencji Pana Jezusa do Jego fizycznej obecności w Palestynie. Nie ograniczajmy Osoby Słowa do ciała, które moglibyśmy zobaczyć, gdybyśmy wówczas żyli, ani nawet do duszy, która to ciało ożywiała. Bóg zawsze jest Bogiem, przedwiecznym i wszechmocnym. Słowo nie ogranicza się do duszy i ciała Pana Jezusa. Jego wszechmoc nie jest zamknięta, ograniczona jedynie do Jego ciała. Podczas gdy Słowo porusza to ciało i tę duszę, sam Bóg przemawia przez jedno i drugie. I jednocześnie podtrzymuje cały świat. Zatem nie bądźmy tymi, którzy widzą jedynie ludzką twarz naszego Pana Jezusa Chrystusa. Oczywiście, o wiele łatwiej jest wyobrazić Go sobie jako człowieka, takim, jakim był w Betlejem, w Nazarecie, w Palestynie, na Krzyżu. Owszem, możemy, a nawet powinniśmy widzieć Go również w taki sposób. Święty Tomasz słusznie zauważa, że „człowieczeństwo Chrystusowe – będąc dla nas jakby drogowskazem – najbardziej wznieca w nas pobożność”. Powinniśmy jednak bardzo uważać, by nie dostrzegać jedynie Jego człowieczeństwa. Należy zawsze pamiętać, że za tym człowieczeństwem kryje się boskość. Jako prawdziwy cud powinniśmy traktować fakt, że nasz Pan Jezus Chrystus nie promieniał w chwale przez całe swoje życie, tak jak na górze Tabor. W sposób naturalny powinien promienieć i mieć ciało chwalebne, gdyż posiadał wizję uszczęśliwiającą. Ale postanowił w pełni dzielić naszą ludzką dolę, aby móc cierpieć i umrzeć za nas na Krzyżu. Jednak Pan Jezus nie może odłączyć się od dwóch innych Osób Boskich, jest Synem Boga istotowo złączonym z dwiema pozostałymi.


(z: abp Marcel Lefebvre, Życie duchowe, Te Deum Warszawa 2020, s. 73-78, pominięto przypisy)