BOMBY ZEGAROWE SOBORU WATYKAŃSKIEGO II
(fragm. wykładu ks. Franza Schmidbergera pod powyższym tytułem, opublikowanego w całości przez wydawnictwo Te Deum w 1997 r.)
Temat naszego wykładu brzmi: Bomby zegarowe Soboru Watykańskiego II. Kiedy mówimy na ten temat, musimy sięgnąć nieco wstecz i rzucić okiem na okres po drugiej wojnie światowej, i to nie tylko rzucić okiem na Niemcy, ale także na Europę i ogólnie na cały Kościół.
To były czasy pontyfikatu papieża Piusa XII i czyniono olbrzymie wysiłki, aby skonsolidować Kościół po wielkim kryzysie drugiej wojny światowej, aby na nowo przystąpić do odbudowy i rozszerzyć starania misyjne. Tymczasem nie można lekceważyć faktu, że tu i ówdzie zaczęto odczuwać w Kościele niemiłą atmosferę. Kościół przeżywał stagnację. Nie przybywało powołań, raczej ich ubywało. Wielu kapłanów, a nawet biskupów, szukało [na nowo] własnej tożsamości. Chcieli widzieć siebie w centrum odurzenia światowym postępem; [w centrum] świata, który wierzy w zbawienie poprzez bogactwo materialne. Duchowni nie widzieli innego wyjścia, jak urządzić się jakoś w tym świecie i przyjąć postulaty nowoczesnego świata. Proszę mi pozwolić powiedzieć Państwu, że był to historyczny błąd zeświecczenia.
Prawdziwe rozwiązanie powinno polegać na tym, aby w tej sytuacji zwrócić się do świętości, napełnić nowym życiem założone przez Chrystusa pośrednio albo bezpośrednio organizacje – małżeństwo i rodzinę, przedszkole i szkołę, rodziny zakonne i seminaria duchowne; przede wszystkim zaś samo kapłaństwo – umocnić apostolstwo w Kościele i być może rozejrzeć się, jak dalece nowoczesne środki przekazu można by wykorzystać w służbie głoszenia wiary chrześcijańskiej. Ale, jak powiedziałem, udano się całkiem w przeciwnym kierunku. Przez [publiczną] samokrytykę, poprzez kwestionowanie własnych korzeni, zaczęto pogrążać [osłabiać, wygaszać] świadomość własnego [wzniosłego] posłannictwa.
Reprezentantem [przykładem] takiej postawy może być Hans Urs von Balthasar, który już na początku lat pięćdziesiątych [XX w.] domagał się, aby zburzyć bastiony. A mówiąc „bastiony” miał on na myśli nie co innego, tylko wspomniane instytucje katolickie, a wreszcie katolicki dogmat. Nowoczesna egzegeza dołożyła swoje do tego, aby zburzyć wiarę w Kościele. Była ona szczególnie inspirowana przez protestanckiego racjonalistę Bultmanna i trafiła nie tylko do seminariów duchownych, do profesorów i alumnów. Karl Rahner rozpoczął swoje dzieło zniszczenia od zwiastowania „anonimowego chrześcijanina”, twierdząc, że każdy jest chrześcijaninem, niezależnie od tego, czy jest świadomy owego faktu, czy nie. Mówiono o reformie Kościoła, a myślano przy tym nie o reformie umysłów i serc, to znaczy o wewnętrznym nawróceniu i poszukiwaniu ideału ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Jezusa, tylko świadomie pozostawiono sprawę niejasną, po cichu jednak myślano o reformie struktur, o zburzeniu owych instytucji, które sam Pan pozostawił swemu Kościołowi. Jan XXIII rzucił następnie hasło: aggiornamento – przystosowanie do zmienionych okoliczności!
Donoso Cortés, wielki filozof państwa ostatniego [XIX] stulecia w Hiszpanii, stwierdził, że nasze czasy są obciążone dwoma błędami. Pierwszy błąd odnosi się do Boga, drugi do człowieka.
Pierwszy błąd zawiera atak na obecność Boga na tym świecie. Zastępuje on chrześcijański, biblijny, należący do tradycji obraz Boga przez [obraz] deistyczny, przez myślenie o Bogu, który osiadł w spokoju i pozostawił świat własnemu rozwojowi i własnemu losowi. W rezultacie podaje się przez to w wątpliwość absolutność, suwerenność i niepowtarzalność Boga; ponieważ Jego obecność w świecie i Jego panowanie nad światem wypływają właśnie z tej Jego boskiej istoty. Wynika z tego następnie zakłamanie [wypaczenie] całego nadprzyrodzonego porządku wartości i zbawienia. Albowiem, jeśli Bóg jest tylko konstrukcją myślową, abstrakcyjną ideą nie ingerującą ani w życie jednostek, ani narodów, wobec tego Bóg nie stał się także człowiekiem, a więc nie ma także Kościoła, nie ma Ofiary, nie ma sakramentów i nie ma zapowiedzi nauki; wobec tego wszystko to są tylko zjawiska kulturowe.
Drugi błąd, powiadał Donoso Cortés, dotyczy człowieka. „Człowiek – jak mówi nasz oświecony współczesny [najprawdopodobniej ks. Schmidberger przywołuje tu słowa Rousseau] – jest dobry, nie jest obciążony grzechem pierworodnym, jest poczęty bez zmazy, narodził się bez zmazy. I wskutek tego nie potrzebuje on zbawienia, tylko wyłącznie wychowania i rozwinięcia spoczywających w nim dobrych skłonności”.
To prowadzi do tego, że zapomina się o Krzyżu Chrystusa, a święta ofiara Mszy, jako jego [Krzyża] przedłużenie, zostaje odrzucona ze swym prawdziwym charakterem pokuty. Człowiek [w tym ujęciu] nie potrzebuje pokuty, wyrzeczenia, umartwienia czy też zaparcia się siebie; każdy jest raczej dobry, przyjazny ludziom, zgodny i uprzejmy. Dokładnie to ogłosił już światu Rousseau, [mianowicie] nazwał cywilizację i kulturę zepsuciem, i wywiódł z tego [twierdzenia] swoje hasła: „z powrotem do natury” oraz „umowa społeczna”.
Postulat ten znalazł szeroki dostęp do filozofii, a przede wszystkim do nowoczesnej teologii. W dziedzinie wychowania prowadzi to do tego, że upada zasada autorytetu, pomijając już walkę przeciwko niedobrym skłonnościom, przeciwko grzechowi i złu; pomijając pouczenia i kary. W polityce dochodzi się do tego, aby tworzyć wizerunki wrogów i ulegać iluzorycznemu pacyfizmowi. W opinii publicznej prowadzi to do nieograniczonej, bez zastrzeżeń wiary w postęp, do bezbrzeżnego – dotyczącego zbawienia – optymizmu, który skłania do wiary w uniwersalną możliwość porozumienia i jedności międzyludzkiej. To dalej sprawia, że iluzja raju na ziemi zaczyna być traktowana jako możliwa do urzeczywistnienia. W praktyce człowiek poświęca tej iluzji wszystkie swoje siły. (…)
W takich okolicznościach rozpoczął się i trwał Sobór Watykański II, który chciałbym nazwać największym nieszczęściem tego [XX] wieku. Albowiem Sobór Watykański II nie uczynił nic innego, tylko usankcjonował całą tę mentalność modernizmu, liberalizmu, wolnej moralności, powiedziałbym: „przepisał” ją, włączył do wewnętrznej przestrzeni Kościoła. Jeśli się przyjrzeć sprawom bliżej, nie można się powstrzymać, aby nie oskarżyć soboru o trzy wielkie [główne] grzechy.
Pierwszy grzech to zrezygnowanie z jednoznacznego określenia prawdy
i potępienia błędu, a więc zorganizowanie czystego soboru pastoralnego [zredukowanie soboru tylko do wymiaru pastoralnego].
Drugi grzech główny to przyjęcie [w dokumentach soborowych] dwuznacznych pojęć, które pozwalają na różne interpretacje. Postępowi, zakulisowi inspiratorzy tego soboru – zaprzysiężeni w tak zwanym Rheinische Allianz („Reńskim Przymierzu”), o którym można przeczytać w znakomitej książce ks. Ralpha Wiltgena pt. Ren wpływa do Tybru – świadomie i z rozmysłem wprowadzili do soboru [do dokumentów soborowych] dwuznaczne sformułowania i pojęcia, aby następnie po zakończeniu soboru, w okresie posoborowym, wyciągać z tego dla siebie użyteczne [przez siebie pożądane], jednoznaczne wnioski.
Trzeci zaś grzech śmiertelny [soboru] polega na tym, że do dokumentów soborowych włączono wypowiedzi, które trącą [pachną] herezją (…) przede wszystkim pięć dokumentów soboru odgrywa tu zgubną rolę:
1. dekret o ekumenizmie – Unitatis redintegratio,
2. konstytucja dogmatyczna o Kościele – Lumen gentium, przy czym [dodajmy, że w tym dokumencie] przede wszystkim dwa punkty mają dalekosiężne skutki, podczas gdy reszta tekstu nie budzi większych zastrzeżeń,
3. deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich – Nostra aetate,
4. deklaracja o wolności religijnej – Dignitatis humanae,
5. konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym – Gaudium et spes.