CZYN I PRACA
„A niosąc krzyż sobie, wyszedł na ono miejsce,
które zwano «Trupiej głowy»,
a po żydowsku – Golgota” (J 19, 17).
A oto jeszcze jeden różaniec podaje nam Maryja – różaniec prosty, drewniany, taki jaki nawet najuboższy człowiek posiadać może. Takim jest sposób działania Bożego, że pod skromnymi przedmiotami zakrywa dzieła największe – cuda nawet swoje. Spójrzmy na ołtarz. Oto pod postacią okruszyny chleba On sam – Bóg, pod postacią kropli wina On sam – Bóg! Podobne jest działanie Maryi. Pod skromnymi drewnianymi paciorkami ukryte Jej i Chrystusa życie. I nie bez znaczenia jest, że ten różaniec jest drewniany. A to dlatego, że drzewo wywarło przedziwny wpływ na losy ludzkości . Ono bowiem było najpierw drzewem zguby, a później drzewem zbawienia.
Drogi to różaniec dla Maryi, tak jak drogim było drzewo krzyża dla Chrystusa, z którym serdecznie się spotkał, biorąc na swoje ramiona. To także pamiątka i Jej spotkania z Tym, który pod drzewem krzyża upadał. Drewniany podaje nam różaniec Maryja, bo chce, ażeby był on nam drzewem domorosłym; by nikt się nie skarżył, że go dostać nie może bo za drogi. Otóż każdy mieć go może i każdy mieć go powinien, bo każdy niesie krzyż swój codzienny, ten powszedni, drewniany krzyż pracy i zajęć. A ma ten różaniec drewniany dziwną moc. Jeśli chcemy usnąć w bezczynności i nudzie, to on ma moc przeraźliwej grzechotki wielkotygodniowej – wstrząśnie nami i obudzi nas! Ale ma także moc podpory i siły, kiedy nam ciężar ten dźwigać trudno, kiedy się chwiejemy i upadamy. Drewniany różaniec Maryi odnajdujemy przede wszystkim w czwartej tajemnicy bolesnej dźwigania krzyża, a zarazem spotkania Syna z Matką. W tej modlitwie nawołuje nas Maryja do życia czynu i pracy.
I. Gdyby to było możliwe, powiedziałaby nam na pewno Maryja, jak Jej Syn spieszył się do krzyża, a spieszył się tak, jakby Go czekało jakieś szczęście, tak jak my spieszymy się do wesela i radości. Spieszył się, bo my nie spieszymy się w życiu do czynu, nie korzystamy właściwie z posiadanego czasu. A tymczasem czas jest wielkim darem Bożym, z którego trzeba będzie na sądzie szczegółowym zdać rachunek. „Z każdego próżnego słowa – powiedział Pan Jezus – zdadzą ludzie rachunek w dniu sądu”, a więc i z każdego marnego czynu, uczucia próżnego, z każdej zmitrężonej minuty. Na tym polega wielkie znaczenie czasu, którego każda chwila jest posiewem na wieczność, w której to wieczności dopiero zrozumiemy nieocenioną wartość czasu. Tracimy go i rozpraszamy, a jednocześnie narzekamy: nie mam czasu! Wciąż ta sama skarga. Widząc takich skarżących się ludzi, mimo woli rodzi się w głowie myśl: obym miał choćby połowę tego czasu, który mają oni! Ci go nie mają, którzy wykorzystać go nie umieją, albo co gorsza nie chcą. Są ludzie przeciążeni, ale są i próżniacy. Ci, co pracują chętnie są zawsze gotowi stanąć do działania, by dać dowód, że czas ma każdy, kto tylko umie się z czasem właściwie obchodzić.
Nie mam czasu! – ktoś powie. To powinieneś go szukać, bo kto szuka ten znajduje – odpowiedzmy – a jak nie znajdziesz natychmiast, to się nie zniechęcaj i szukaj dalej. Nie mam czasu! – dalej się rozlega! Jeśli nie masz, to powinieneś go zatrzymać, albo przynajmniej spowolnić jego bieg. Ale nie uczynisz tego snem, próżną mową, marzeniami, westchnieniami! Poddaj swe emocje pod kontrolę, umartw niejedną namiętność próżną, a czas znajdziesz. Nie mam czasu! Powinieneś go więc oszczędzać, ale nie zaoszczędzisz ani chwili bezcelowymi odwiedzinami, czytaniem marnych piśmideł, ustawiczną chęcią do zabaw. Policz ile chwil zabrały ci niepotrzebne rozmowy i próżne znajomości. W takich sytuacjach aż do skąpstwa oszczędzaj posiadane chwile, a czas znajdziesz! Nie mam czasu! To go sobie kup! Za jaką cenę? Za cenę rezygnacji z tych godzin zmarnowanych przed lustrem, przy przedłużanych niepotrzebnie posiłkach, przy jałowych rozmyślaniach. Także za cenę nazbyt długiego snu. [Dziś należało by powiedzieć: za cenę wielu godzin marnowanych codziennie przed ekranem komputera lub telewizora.] Nie mam czasu! To zwróć się do Tego, który czas stworzył i podtrzymuje w trwaniu. Właśnie dla Niego przede wszystkim nie masz czasu! Życie tylu, tylu ludzi upływa bez modlitwy, bez Mszy św., bez różańca...
Zajętym i zapracowanym stale jesteś, a nie masz nic, albo masz niewiele, bo Bóg ci nie błogosławi. „Nie potrzeba – czytamy w psalmach – abyście wstawali przed świtem, wstańcie kiedy wypoczniecie” a pobłogosławi wam Bóg. Boże błogosławieństwo nikogo nie zwolni z potrzeby pracy, do której jesteśmy przeznaczeni, ale w wykonaniu pracy dopomoże i zapewni jej owocność. Pracując zgodnie z Bożą wolą i wsparci Bożą łaską nie przemienimy się w maszyny, ale zawsze znajdziemy czas i na pracę, i na odpoczynek.
II. Spieszył się Pan Jezus, wycieńczony męką, krzyżem i drogą nierówną a stromą, zachwiał się i upadł! Nikt Go nie ratował. Niewiasty tylko przyszły i płakały nad Nim, a On rzekł do nich: „Nie płaczcie nade mną, ale same nad sobą i nad synami waszymi, bo jeśli na zielonym drzewie to czynią, to cóż będzie na suchym?”. Nad młodzieżą płakać kazał, bo młodość życia – ten najpiękniejszy okres czasu i działania – zmarnowana jako drzewo zielone schnie.
III. I znowu się podniósł i znowu upadł… Upadek ten był tak bolesny, że przelękli się rzymscy żołnierze, by nie umarł w drodze „i przymusili Szymona z Cyreny, aby niósł krzyż za Jezusem”. Ten Cyrenejczyk, niechętny zrazu, bo w Chrystusie widział tylko zwykłego skazańca, tknięty łaską Bożą, szybko ochotnie już krzyż dźwigał, stając się najpierw wyznawcą, a później, jak zapewnia tradycja, męczennikiem Chrystusowym. Szymon jest symbolem pracy. Z początku, zanim zrozumiemy jej znaczenie, zżymamy się i narzekamy, ale kiedy je pojmiemy, życie bez niej nonsensem się staje. Pokutą ona miała być, według zapowiedzi Pańskiej w raju, ale stała się pokutą słodką.
IV. Upadek trzeci, najstraszniejszy, twarzą w proch ziemi, jak mówi tradycja. I wtedy zjawia się Weronika. Nie wymarło jej plemię – to siostry zakonne miłosierdzia i matki chrześcijanki. Jak różnią się od nich rażąco postacie znużone kandydatów i kandydatek na samobójców i samobójczynie!? Gdy człowiek jest poddawany próbom, wtedy znosi i wytrzymuje bardzo wiele. A jeśli mu za dobrze, staje się grymaśnym i wrażliwym; sądzi, że ma prawo dręczyć współtowarzyszy na drodze krzyżowej i na ich barki swoje krzyże wkłada. A kiedy mu się to nie udaje, to często z gniewu na bieg wydarzeń, skraca sobie życie. I po próżnym życiu następuje przedwczesna samobójcza śmierć.
V. Maryja chce nas przestrzec przed złem i dlatego nie tylko wychodzi nam na spotkanie, ale nas prowadzi, wspierając wysiłki nasze potrzebnym błogosławieństwem. Niemal każdy chce być bohaterem, a najczęściej jest tylko karłem. Dlatego błogosławieństwem jest każda godzina, która stwarza nam okazję do czuwania, bo pozwala zamysłom i sądom osiągnąć dojrzałość. Błogosławieństwem jest każda minuta, w której mamy czas rozeznać gdzie prawda i gdzie wartość. Błogosławieństwem jest każda sekunda, w której przebłysk ostrzeżenia zatrzymuje nasz krok przed przepaścią. Błogosławieństwem jest każda przykrość doznana od innych, bo prowadzi nas do szukania oparcia w Bogu. Błogosławieństwem jest nawet ludzka głupota, bo uczy nie marnować zapału, ale kierować go do realizacji celów właściwych. Błogosławieństwem jest wicher, bo wzmacnia zdrowe konary dębu uwalniając drzewo od tych usychających. Błogosławieństwem jest grom nawet, bo okazuje marność i miękkość zaszczytów. Błogosławieństwem jest samotność jakiej doświadczasz w życiu, bo inaczej wiele twoich własnych duchowych skarbów pozostałoby dla ciebie nieznanymi. To są słowa trudne do przyjęcia, ale prawdziwe w swej treści. Jak je znieść?
Chrystus dźwigający krzyż i upadający pod nim – oto wzór dla nas. Pan nie odrzucił łez niewiast, by się stać dla nas łzą współczucia. Nie odtrącił pomocy Szymona z Cyreny i sam Cyrenejczykiem wobec nas się staje. Nie odrzuca chusty Weroniki, ale chce utrwalić w swym Sercu nasze trudy, prace i wyrzeczenia.
Maryja spotykająca Jezusa – oto wzór drugi. Chociaż nie jesteśmy warci spotkania z Nią, jak długo dźwigamy nasz krzyż czynu, pracy, obowiązku i cierpienia, tak długo Ona, pamiętając spotkanie z Jezusem, idzie ku nam z różańcem drewnianym wołając: wstań, jeśli upadłeś! Różańcem drewnianym mocno przywiązuje nas do krzyża, na podobieństwo bluszczu oplatającego dąb. Jeśli zmęczeni jesteśmy, pod krzyż nas wiedzie, a ożywczy cień ramion jego, jak szerokie gałęzie drzewa, obejmują nas w swe błogosławione objęcia ukojenia prawdziwego.
(styl uwspółcześniono)
(opr. na podstawie:
o. Konstanty Maria Żukiewicz OP, Na tej dolinie łez. Rozważania różańcowe, Wyd. Książnicy Michalineum Miejsce Piastowe 1929, s. 117-123)