HISTORIA DOGMATÓW
W rzeczywistości chrześcijaństwo jest wewnętrzną organiczna jednością, jednością życiową, która wprawdzie mocą swej pełni czyni nieustannie postępy i rozwija się, ale na wszystkich stopniach tego rozwoju jest i pozostaje jedną całością; jest i pozostaje chrześcijaństwem Chrystusa. Wszystkie możliwości życiowe, złożone w żołędziu jako w swoim zarodku, potrafię objąć wzrokiem dopiero wówczas, gdy ujrzę rozłożysty dąb w całym majestacie jego potęgi i siły. I na nic się mi tutaj przyda sama embriologia żołędzia, choćbym ją nie wiadomo jak gruntownie przestudiował z książką w ręku lub z pomocą mikroskopu w gabinecie embriologicznym. Podobnie ma się rzecz z chrześcijaństwem. Całą szerokość i głębię nauki Chrystusowej, całe olbrzymie bogactwo świadomości, którą Chrystus miał o sobie, Jego przepowiadanie (nauczanie) i Jego pełnia – to wszystko zdołam ujrzeć, gdy zobaczę przed sobą chrześcijaństwo w postaci dojrzałej, gdy mi się ono ukaże w swej wewnętrznej jedności. Z historii dogmatów wynikają niezbicie trzy fakty.
Po pierwsze, chrześcijaństwo katolickie rozwijało się po linii prostej, która się nigdy ani nie przerwała, ani nawet gwałtownie nie wygięła (nie skrzywiła). Po drugie, na rozwój ten nie wpływały żadne entuzjazmem porwane i niczym się nie krepujące umysłowe oryginały lecz odbywał się on normalnie i prawidłowo pod działaniem Ducha Świętego i nauki apostołów w łonie całej społeczności chrześcijańskiej. Na dziwaczne fantazje jakiejś tam dogmatyki w łonie poszczególnych środowisk wiernych nie było po prostu miejsca w zwartym szeregu apostolskiej sukcesji, gdyż ogół wiernych był ożywiony duchem jedności. Po trzecie wreszcie, chrześcijaństwo katolickie we wszystkich wiekach swego istnienia natychmiast żywo reagowało na wszystko, co się w jego świadomości ukazywało jako coś nowego; odpychało to od siebie jako rzecz niebezpieczną i jak najuporczywiej stało przy tym, co mu było przekazane, jakby najdroższej spuścizny strzegąc słów Apostoła: „Tymoteuszu, strzeż powierzonego ci skarbu!” (2 Tym 1, 14). Ta zasada apostolska najbardziej nieustępliwego konserwatyzmu, niemal lękliwego utrzymywania kontaktu z przekazaną świadomością objawienia da się ściśle historycznie wykazać od św. Ignacego Antiocheńskiego aż po dzień dzisiejszy. Tym sposobem w chrześcijaństwie katolickim mamy do czynienia z jednolitym strumieniem życia, z życiem jedności w pełni, z jedynym w swoim rodzaju i potężnym życiem.
A jeżeli pragnę się dowiedzieć, co stanowi komórkę rozrodczą tego życia, jaka treść mieściła się w tym chrześcijaństwie Chrystusa, to nie wolno mi posługiwać się scyzorykiem krytyki i majstrować sobie nim na żywym drzewie chrześcijaństwa katolickiego, żeby się doskrobać w nim do owej komórki. Przeciwnie, powinienem życie to brać jako całość i sądzić o nim jako o całości. Do tajemnicy Chrystusa nie zaprowadzi nas ani niekończąca się krytyka tekstów, ani sparaliżowany i kulejący a bezpłodny historycyzm czy filologizm, lecz pełne miłości zanurzenie się w głębię wartkiego prądu życia, które z Niego wzięło początek, a które w ciągu wieków dowiodło, że jest jednością organiczną, a i dzisiaj również, tak samo jak pierwszego dnia swego bytu, nie jest i nie chce być niczym innym jak tylko życiem z mocy Chrystusowej, życiem Chrystusa!
Dopiero z takiego stanowiska odsłania mi się w ogóle właściwy sens całego Objawienia. Jeżeli naprawdę jest Bóg osobowy – a że On jest, o tym świadczy cała nasza duchowość, która w Nim ma wszelką rację bytu – i jeżeli rzecz naprawdę ma się tak, że tren Bóg żywy – właśnie dlatego żywy, że jest Bogiem osobowym – chciał mi się objawić i otworzyć przede mną bezpośrednio i osobiście w Jezusie Chrystusie, to wówczas niemożliwą jest rzeczą, żebym musiał przebijać się dopiero przez gąszcz mozolnych studiów historycznych i filologicznych, aby się dostać do tej rzeczywistości, która dla mnie posiada znaczenie nieskończenie doniosłe i która mnie ma uszczęśliwić w doczesności i w wieczności. Nie! Niepodobna przyjąć, żebym miał do pomocy przywoływać wyższą i niższą krytykę tekstu, jeżeli pragnę dotrzeć do tajemnicy Bóstwa. Bo gdyby tak musiało być, to wówczas Bóstwo nie mogłoby być dostatecznie proste i niezłożone, aby mogło wstąpić do mego serca, zamieszkać we wszystkich sercach ludzkich, zwłaszcza w sercach ludzi małych i maluczkich. A to Bóstwo proste i niezłożone staje przede mną dzięki cichej a żywej wierze, statecznej a mocnej nadziei, ofiarnej miłości społecznej tego Kościoła, który w dogmacie, w obyczajach i obrzędach oddycha duchem Jezusa i mimo prześladowań, grzechu i nędzy od tylu wieków z coraz to nową siłą daje świadectwo o Nim. „Gdzie dwóch albo trzech zgromadzonych jest w Imię moje, tam ja jestem w pośrodku nich” – powiedział Jezus. Otóż nie tylko dwóch lub trzech, nie!, lecz miliony serc miłujących i wierzących, mimo licznych plew, w tym jednym Kościele jest zgromadzonych w Imię Jezusa. Dlatego Jezus jest zaiste w pośrodku niego.
(styl nieco uwspółcześniono)
(źródło:
Karol Adam, Istota katolicyzmu, Księgarnia św. Wojciecha Poznań-Warszawa-Wilno-Lublin [1930], s. 91-95)