JEZUS, ŚWIATŁO DUSZY
Mane nobiscum, quoniam advesperascit. Zostań z nami, bo
wieczór nadchodzi.
Uwielbiam Ciebie, Boże mój, jako prawdziwe i jedyne światło! Od
wieczności do wieczności, zanim powstała jakakolwiek stworzona
istota, gdy byłeś jedyny – jedyny, ale nie samotny, bo zawsze
byłeś Trójcą w Jednym – byłeś niekończonym światłem. Nikt
oprócz Ciebie samego nie mógł Cię widzieć. Ojciec widział
światło w Synu, a Syn w Ojcu. Jakim byłeś na początku, takim
jesteś i teraz. Całkowicie odrębny od wszystkich stworzeń w Twej
nie stworzonej jasności. Pełen niezmiernej chwały, najpiękniejszy.
Wszystkie Twe atrybuty to odrębne, blaskiem rozjaśnione barwy,
każda tak doskonała w czystości swojej i uroku, jakby była jedyną
i najwyższą doskonałością. Każda z rzeczy stworzonych jest
tylko cieniem Ciebie. Chociaż tak świetliści są aniołowie,
ubogimi są tylko i niegodnymi cieniami wobec Ciebie. Bledną wobec
Ciebie, zasnuwają się mgłą, mrocznieją. Tak słabi wobec Ciebie
są, że nie są zdolni w Ciebie się wpatrywać. Najwyższe serafiny
zasłaniają oczy, zarówno czynem, jak i słowem oznajmiając
niewysłowioną chwałę Twoją. Jeśli o mnie chodzi, to nawet na
słońce patrzeć nie potrafię, a czymże ono jest, jeśli nie
ubogim, materialnym Twoim symbolem? Jakże byłbym zdolny patrzeć
choćby na anioła? A jak mógłbym patrzeć na Ciebie i żyć?
Gdybym był postawiony wobec jasności oblicza Twego, zwiądłbym jak
trawa. Boże mój najłaskawszy, kto będzie mógł zbliżyć się do
Ciebie, który jesteś pełen tak wielkiej chwały – a jednak jakże
mógłbym być od Ciebie daleko?
Jakże mógłbym być od Ciebie daleko? Ty przecież, który jesteś
światłem aniołów, jedynym jesteś światłem mojej duszy.
Oświecasz każdego człowieka, który na ten świat przychodzi.
Zupełnie ciemny jestem, tak ciemny jak piekło, bez Ciebie. Omdlewam
i kurczę się, kiedy Ty się oddalasz. Odżywam tylko w zależności
od tego, jak Ty świtasz nade mną. Przychodzisz i odchodzisz ode
mnie zależnie od swej woli, Boże mój, nie mogę zatrzymać Ciebie!
Mogę tylko Cię błagać, żebyś pozostał. Mane nobiscum,
Domine, quoniam advesperascit. Pozostań do świtu, a zanim
odejdziesz, racz mi udzielić błogosławieństwa. Pozostań ze mną
w tej ciemnej dolinie aż do śmierci, aż do chwili, kiedy ciemność
się skończy. Pozostań o Światło mej duszy, jam advesperascit!
Ciemność, która nie jest Twoja, ogarnia mnie. Jestem niczym. W
niewielkim stopniu panuję nad sobą. Nie potrafię czynić tego, co
chciałbym czynić. Bezradny jestem i smutny. Czegoś mi brak. Czego?
– Sam nie wiem. To właśnie Ciebie pragnę, chociaż tak mało to
rozumiem. Mówię to i przyjmuję przez wiarę; częściowo to
rozumiem, ale bardzo słabo. Oświeć mnie, o Ignis semper ardens
et nunquam deficiens! – Ogniu zawsze płonący i nie gasnący
nigdy – a zacznę, poprzez Twoje światło i w nim, widzieć
światło i rozpoznawać Ciebie prawdziwie jako źródło światła.
Mane nobiscum; zostań, dobry Jezu, zostań na zawsze. Naturze
tak upadłej udzielaj obfitszej łaski.
Zostań ze mną, a wtedy jaśnieć zacznę tak, jak Ty jaśniejesz;
tak jaśnieć, aby światłem być dla innych. Światło, Jezu,
będzie w całości od Ciebie. Nic w nim nie będzie pochodzić ode
mnie. Żadna zasługa nie będzie mnie przypadała. To Ty będziesz
przeze mnie słał światło dla innych. O, niechże tak Ciebie
wysławię, jak Tobie najbardziej się podoba, poprzez świecenie dla
wszystkich wokół mnie. Udziel im światła, tak samo jak mnie;
oświeć ich mną, przeze mnie. Naucz mnie głosić Twoją chwałę,
Twoją prawdę, Twoją wolę. Spraw, żebym nauczał prawdy nie
nauczając – nie słowami, ale przykładem i przemożną siłą,
współczującym oddziaływaniem tego, co czynię, widzialnym moim
podobieństwem do Twoich świętych i jawną pełnią miłości, jaka
jest w moim sercu dla Ciebie.
(John Henry Newman,
Rozmyślania..., „IW Pax Warszawa 1985, s. 69-71)