trzecizakonfsspx.blogspot.com jest stroną Trzeciego Zakonu Bractwa Kapłańskiego świętego Piusa X w Polsce.
Znajdują się na niej najważniejsze informacje z życia naszej Duchowej Rodziny, intencje modlitewne oraz listy Duchowego Ojca, rozważania, biuletyny i wykłady. Intencje modlitewne obowiązują od każdego pierwszego dnia miesiąca.

czwartek, 31 marca 2016

Nauka na kwiecień 2016 r.

Drodzy Profesi i Postulanci, zgodnie z obietnicą wracamy w miesiącu kwietniu do nauk
o. Völlinga. Dziś druga z nich. Niebawem jeszcze jedna. Korzystajcie z nich dostosowując je, w razie potrzeby, do specyfiki naszego III Zakonu.


XLV
Prawdziwa pobożność w stosunku do Boga

„Ćwicz się ku pobożności” (1 Tym 4, 7)
Najmilsi członkowie Trzeciego Zakonu!

Pan Bóg jest pierwszym początkiem wszechrzeczy, do Boga więc jako do swego ostatecznego końca wszystko powinno wrócić. Prawdę tę zasadniczą św. Bonawentura udowadnia w następujących słowach: „Każde stworzenie z natury dąży do swego początku: kamień na dół, ogień do góry, rzeka do morza. Człowiek zaś jest pochodzenia Boskiego, musi więc i on zmierzać do swego początku”. Tu na ziemi dokonuje się to praktykowaniem pobożności, w niebie zaś zjednoczeniem z Bogiem przez najdoskonalszą miłość. Już na ostatnim zebraniu zgromadzenia słyszeliśmy z ust czcigodnego Jana Vibracha, że Bóg w sercu naszym złożył zarodek pobożności, że pobożność sprowadza na duszę naszą pokój drogą pokory, uspokaja namiętności za pomocą umartwienia i czyni nas już tu na ziemi prawdziwie szczęśliwymi wskutek wiernego wypełniania obowiązków naszego powołania. Wznieśmy się dziś do rozmyślania o pobożności, dosięgającej wysokości południa i wyrażającej się w stosunku do Boga: 1. w oddawaniu Mu chwały i czci, 2. w cierpliwym znoszeniu z miłością ku Niemu wszelkich przeciwności i 3. w gorliwej pracy na większą Jego chwałę. Niech św. Franciszek pobłogosławi moim słowom!



1. Najmilsi członkowie Trzeciego Zakonu! Święty tercjarz Franciszek Salezy naucza, że pobożność ma za swój przedmiot prawdziwą miłość Boga i że w gruncie rzeczy nie jest niczym innym, jak tylko doskonałą miłością Bożą. Kto zaś Boga prawdziwie miłuje, ten znajduje najmilsze swe zajęcie w obcowaniu z Bogiem przez modlitwę. Schyla głowę ze czcią przed nieskończonym Boskim majestatem, rozmawia poufnie z Bogiem jak dziecko ze swoim ojcem. Taki chrześcijanin może już na ziemi zakosztować niebieskich radości. Taką cechę pobożności spotykamy u św. Jana Vianeya, proboszcza z Ars, tercjarza franciszkańskiego. Już jako dziecko przejawiał  taką radość podczas modlitwy, że wszelki wolny czas temu pobożnemu ćwiczeniu poświęcał. Spotykano go często ukrytego w jakimś kącie domu, rozmawiającego z Bogiem. Klęczenie przed tabernakulum, gdzie umiłowany jego serca zamieszkiwał, było największym, ziemskim szczęściem. Pobożność jego miała coś w sobie miłego i pociągającego, gdyż miała swoje źródło w sercu, oraz ponieważ z modlitwą harmonizowało najzupełniej jego życie cnotliwe. Jeśli tak pociągającą była prawdziwa pobożność św. proboszcza z Ars, to jak odrażającą musi okazywać się fałszywa pobożność wielu chrześcijan. W przeciwstawieniu do pierwszej, pobożność fałszywa główną wagę przywiązuje do rzeczy zewnętrznych: przedkłada ćwiczenia nadzwyczajne nad zwykłe, zalecane nad obowiązkowe; nie chce być pobożnością, ale chce za pobożną uchodzić. Oto na przykład jakaś tercjarka z największą skrupulatnością te dwanaście pacierzy tercjarskich  odmawia, a za to modlitwę przy stole stale opuszcza; na miesięczne zebrania zgromadzenia stale uczęszcza, ale do kościoła na Mszę św. albo nie przychodzi, albo się spóźnia i wiernym w nabożeństwie przeszkadza dając zgorszenie. Takie siostry św. Bonawentura porównuje do owych faryzeuszów, o których Zbawiciel powiedział, że to są groby pobielane z zewnątrz, a wewnątrz pełne zgnilizny. Tymczasem nie tylko macie modlić się w zaciszu domowym, ale i w kościele, by się inni tym budowali. Jest również rzeczą chwalebną, że przykładacie wagę do różańców i obrazów świętych, oraz bierzecie udział w pielgrzymkach, lecz stanowczo muszę potępić takiego, co szatę pobożności bierze za jej istotę. Wszystko to jest tylko środkiem do celu. Jeśli w tym wszystkim nie ma serca, to wszystkie te ćwiczenia pobożne, jak naucza św. Bonawentura, nie tylko nie są żadnymi ćwiczeniami w cnotach, ale odwrotnie, są grzechem, którym Boga się obraża. Albo co można powiedzieć o pobożności takiej osoby, która codziennie chodzi na Mszę św. by być widzianą przez kapłana i uważaną za pobożną; która do Komunii dlatego nie przystępuje, bo tylko z rąk upatrzonego sobie kapłana chce ją przyjąć; która na przekór upomnieniom proboszcza całymi miesiącami powstrzymuje się od spowiedzi, bo dotychczasowy spowiednik został przeniesiony? Czy nie jest to karmieniem tylko miłości własnej i gorszeniem bliźnich? Czy nie odnosi się do takich osób wyrzut Zbawiciela: „Ten lud czci mię wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie” (Mt 15, 8). Wówczas tylko pobożność wasza może podobać się Bogu, kiedy będzie pochodziła ze szczerego serca i na oku mieć będzie chwałę Bożą, i Jego największe upodobanie.

2. Pobożność jednakże, najmilsi tercjarze, nie polega tylko na głoszeniu słowem swego oddania Bogu, chociażby ono pochodziło i z serca. Ponieważ pobożność ma za przedmiot, podstawę i cel miłość, to sprawdzianem jej prawdziwości jest cierpliwe znoszenie doświadczeń, jakie z dopuszczenia Bożego na nas spadają. Spójrzcie na św. ojca Franciszka. Święty Bonawentura opowiada o nim, że choroby witał jako dary Boskie, nazywając je swymi braćmi i siostrami. Kiedy pewnego razu boleści św. Franciszkowi więcej niż zwykle dolegały, odezwał się jeden z braci do niego: „Mój ojcze, proś Boga, żeby z tobą nieco łaskawiej się obchodził, bo zdaje się, iż jest dla ciebie za surowy”. Tymi słowami bardzo zasmucony  święty tak do niego się odezwał: „Bracie, gdybym nie wiedział, żeś powiedział to w swej prostocie, to nigdy bym cię nie zniósł blisko siebie, ponieważ odważyłeś się zganić Opatrzność Bożą”.  I podniósł się święty, choć śmiertelnie wyczerpany, rzucił się na ziemię z modlitwą na ustach: „Dziękuję Ci, mój Panie i Boże, za wszystkie te cierpienia i proszę Cię, stokrotnie pomnóż je, jeśli taka jest wola Twoja; największą moją bowiem pociechą jest wypełnianie Twojej świętej woli”. To właśnie jest przykład prawdziwej pobożności i dlatego odnoszą się do św. Franciszka słowa Apostoła: „Błogosławiony mąż, który wytrzyma pokusę, bo gdy będzie wypróbowany, weźmie koronę życia, którą obiecał Bóg tym, co go miłują” (Jk 1, 12).
Najmilsi tercjarze! Przyjrzyjcie się sobie w tym zwierciadle i porównajcie własną pobożność z tą waszego ojca. Jak pożałowania godne są osoby, które zadeklarowały praktykowanie cnót, na Mszy św. często bywają, do Komunii św. przystępują, Zbawiciela o swej niezmiennej miłości zapewniają, a w czasie powstałych przeciwności odwracają się od Niego. W dniach pomyślności zazdroszczą Szymonowi Cyrenejczykowi szczęścia pomagania Zbawicielowi w dźwiganiu krzyża, a gdy Jezus ześle na nich zaledwie jedną drzazgę ze swego krzyża w postaci chorób lub niepowodzeń, to w tej chwili rozpoczynają głośne narzekania: każdą inną chorobę zniósłbym, ale być tak osłabionym, żeby do kościoła nie móc pójść, to jest za ciężko. Inny znów narzeka: gdyby pożar dom mój w perzynę zamienił, milczałbym, ale zostać przez potwarz obdartym z dobrego imienia, to za trudno. Czym na to sobie zasłużyłem? Czy to ma być zapłata za to, że dotychczas Bogu wiernie służyłem, że się modliłem? Święty Jan Vianney opowiada o pewnym zakonniku, który kiedyś się użalał, że go prześladowano. „O Panie – tak modlił się klęcząc przed obrazem Ukrzyżowanego – co uczyniłem, że ze mną tak postępują?”. Zbawiciel zaś na to mu odpowiedział: „A ja co uczyniłem, że mnie aż na Górę Kalwarii zaprowadzono?”. O jakże często sprawdzają się słowa autora Naśladowania: „Chrystus ma wielu zwolenników królestwa niebieskiego, lecz mało, którzy by Jego krzyż dźwigać chcieli; wielu, którzy za Jego pociechami tęsknią, mało, co o Jego cierpienia się ubiegają”. Zapiszcie to sobie dobrze w sercu: miłość, która dla swego umiłowanego niczego znieść nie chce, próby ognia nie wytrzymuje. Pobożność, która ogranicza się tylko do chodzenia do kościoła, odmawiania różańca, gorącego wyznawania  swej miłości, a przy najmniejszym krzyżyku wpada w zniecierpliwienie i narzekanie, nie jest prawdziwą pobożnością, a pozorem pobożności i więcej wyrządza krzywdy pobożności, niż największe szkalowanie ze strony najbezbożniejszych ludzi.

3. Najmilsi członkowie Trzeciego Zakonu! Jeśli przyznajecie się do pobożności, chętnie spędzacie czas modląc się do Pana Boga i z rąk Jego cierpliwie doświadczenia przyjmujecie, to jesteście już blisko prawdziwej pobożności. Jeśli zaś wasze oddanie się Najwyższemu ma być doskonałym, to zbadajcie, czy ono jest poparte gorliwością czynów na cześć i chwałę Bożą spełnionych. Przyjrzyjcie się św. Ludwikowi, królowi Francji. Gorliwość o chwałę Bożą stała się w nim ogniem pożerającym, który go pchał do czynów. Pierwszym  takim czynem było wydanie prawa dla całego państwa, które groziło karą przypiekania rozpalonym żelazem ust bluźniercom. Leżąc na śmiertelnym łożu, wystosował król do następcy tronu wspaniałe upomnienie, w którym okazał swe serce przejęte odrazą do wszelkiej zniewagi Boga: „Pierwszą rzeczą, jaką ci polecam, jest to, żebyś Boga miłował z całego serca i raczej wszelkie zniósł cierpienia, niż byś miał grzech popełnić”. Jaka gorąca żarliwość przemawia przez te słowa! Jednakże gorliwość króla pobożnego nie ograniczała się do walki z obrazą Boga, a starał się wszelkimi sposobami rozszerzać cześć majestatu Boskiego. Dotychczas jeszcze liczne kościoły i klasztory, które on założył i wyposażył, świadczą o wielkiej pobożności świętego króla. Szczególniejszym przykładem była głęboka cześć dla majestatu Boskiego, czym i naród został porwany do podobnej gorliwości. Był to rok 1240, w którym św. Ludwikowi została podarowana korona cierniowa Zbawiciela. Jak tylko się dowiedział król o zbliżaniu się zakonników z tym skarbem do Paryża, natychmiast wyszedł ze wspaniałą świtą i całym duchowieństwem naprzeciw o pięć godzin drogi. Ze łzami radości świętej przyjął relikwię drogocenną i zaniósł boso w otoczeniu  niezliczonego ludu do własnej, w tym celu zbudowanej, kaplicy pałacowej, gdzie czcił gorąco. W tym czasie doszły do uszu króla gorzkie skargi o profanacji Ziemi Świętej i smutnym położeniu chrześcijan w Palestynie. Zapłonął król gorliwością świętą o cześć imienia chrześcijańskiego. Dwukrotnie uczestniczył z ogromnym nakładem kosztów i liczną armią w wyprawach krzyżowych do Ziemi Świętej dla rozszerzenia królestwa Bożego. Tam, z dala od ojczyzny, wziął Bóg tego pobożnego króla do swej wiecznej chwały, by z nim podzielić się własnym swym szczęściem. W ten sposób zakończył ziemską drogę monarcha, którego jedyną dążnością na ziemi była większa cześć i chwała Boża.
Najmilsi tercjarze! Przeglądnijcie się w tym zwierciadle wypróbowanej pobożności. Czy i wasza gorliwość o cześć Boga jest taka? Oczywiście nie posiadacie władzy, by przez ustawodawstwo zwalczać obrazę Boga, lecz czy nie możecie przez swoje cnotliwe postępowanie przyczyniać się do tego, by na wasz widok przerywano próżne lub dwuznaczne rozmowy słowami: „cicho, oto idzie członek Trzeciego Zakonu, który mów takich nie ścierpi”? Święty Ludwik budował wspaniałe kościoły i wyposażał je z prawdziwie królewską hojnością. Przesuwał się przed jego oczami przykład św. Franciszka, który trzy rozwalone kościoły odbudował na nowo, a często zaniedbane kościoły sprzątał i przyozdabiał tak, iż naprawdę mógł powiedzieć z psalmistą: „Panie, umiłowałem ochędóstwo domu Twego” (Ps 25, 8). Najmilsi tercjarze! Tego, żebyście całe świątynie budowali, Bóg od was nie żąda, ale któżby z was nie chciał się przyłożyć choć najmniejszym datkiem do budowy i upiększenia domów Bożych? Bóg nie patrzy tak bardzo na wielkość ofiary, ile na serce! Jeśli więc chcecie korony za waszą pobożność, to naśladujcie przykład gorliwości o zbawienie dusz św. Ludwika, wspieraniem misjonarzy we własnej Ojczyźnie i w pogańskich krajach. Przyłóżcie swoją cegiełkę do tego, by Bóg został poznany, czczony i miłowany przez wszystkich ludzi oraz by królestwo Boże rozszerzyło się po całym świecie. Niech światło dobrego przykładu świeci na tym niedobrym świecie, by ludzie widzieli wasze cnotliwe postępowanie i chwalili Ojca waszego, który w niebie jest.

Tak więc, najmilsi tercjarze, miłujcie Boga najszczerszą miłością. Od Niego przez stworzenie wyszliście, przez zjednoczenie z Nim w miłości, macie kiedyś w niebie zostać na wieki szczęśliwymi. Jednakże jak długo jeszcze w tym śmiertelnym ciele pozostajecie, niech pobożność wasza świeci pełnym blaskiem w całkowitym oddaniu się Bogu. Składanie Najwyższemu w modlitwie ofiary hołdu i miłości powinno być waszym najmilszym zajęciem; chętne znoszenie zesłanych przez Boga doświadczeń – najsilniejszym postanowieniem waszej woli; wreszcie gorliwa praca na większą chwałę Bożą oraz rozszerzanie królestwa Jego na ziemi niech będzie najusilniejszym waszym staraniem. Wówczas i wy zakosztujecie jak słodkim jest Pan dla wszystkich, którzy Go szukają całym sercem; Bóg bowiem miłuje tych, co Go miłują i nie da się – bądźmy tego pewni – we wspaniałomyślności nikomu prześcignąć. Jak tu już na ziemi Jego największa cześć i chwała jest waszym największym szczęściem, tak też niech będzie i przy waszym rozstaniu się z tym życiem. Bóg zaprosi was do wzięcia udziału w tej czci i chwale, którą cieszyć się będziecie po wszystkie wieki. Amen.           

(pisownię i styl uwspółcześniono)