ZAPISKI OSOBISTE
kpt. mar. Jana du Plessis
Oficer marynarki! Co za szczęście Co za szczęście... Staję się więc niewolnikiem, ale niewolnikiem własnej ojczyzny.
(sierpień 1909 r.)
Umysł, który chce żyć prawdą, doskonali się. Dochodzi powoli do tego, że zaczyna rozróżniać coraz delikatniejsze odcienie, ale nie posiądzie umysłu prawego człowieka ten, który nie stara się równocześnie o prawość życia.
Nic więc dziwnego, że gmach ludzkiej filozofii to stos gruzów nagromadzonych z biegiem stuleci. Zdaje się, że ani jeden z licznych budowniczych tego walącego się gmachu nie usiłował znaleźć prawdy całej, zupełnej, zanim zabrał się do jej nauczania, a szczególnie ani jeden nie uważał, że prawda jest w życiu i że prawda jest życiem. Prawda jest w każdym z naszym czynie tak, jak słońce jest w każdym promieniu słonecznym. Każdy nasz uczynek – gdy się nad nim zastanowić – żąda od nas oświadczenia się za prawdą lub przeciw niej. Skądinąd zaś, każdy nasz uczynek jest w zależności od poprzedniego uczynku. To też prawda poczyna się w nas wraz z życiem. Prawda to życie, a ów promień wiekuistego życia rozjaśnia naszą jaźń tym silniej, im potężniejszą reakcją przeciw śmierci staje się nasze życie i to przeciw śmierci w każdym jej znaczeniu.
Filozofia rozsypuje się w gruzy, gdy nie ma podstawy, tej podstawy, którą być powinien duch sprawiedliwości, a zwłaszcza sprawiedliwości względem własnej duszy, własnego ciała, względem ducha i ciała bliźnich, sprawiedliwości względem tych, co nas poprzedzili i tych, co po nas przyjdą. Któż chlubić się może, że ducha sprawiedliwości niechybnie posiądzie? A zwłaszcza kto może szczycić się, że osiągnął już te wyżyny, z których godzi mu się nauczać innych? Nie! Zaprawdę nikt tego pewnym być nie może. Zresztą, człowiek, który by tak mniemał, wydawałby się potworem i byłby nim w stosunku do bliźnich. W dziełach Anieli z Foligno* są myśli na pozór potworne, lecz gdy wytężymy całą uwagę i wezwiemy na pomoc logikę, opadnie nam z oczu zasłona, w którą życie codzienne lubi omotać duszę i wtedy przekonamy się, że myśli te są niezmiernie słuszne i rozumne. Sztukę prawidłowego rozumowania zdobywamy z trudnością, bo zwykle posługujemy się nadmiernie własnymi nerwami i instynktami. Spróbujmy wytłumaczyć komuś – nawet zupełnie normalnej osobie, że Aniela z Foligno miała słuszność, prosząc Boga o śmierć swego męża i dzieci, gdyż oni stali jej na drodze do pójścia za głosem Bożym. Powie ktoś, że to była wariatka lub gorzej jeszcze. A jednak życie jest niczym. Życie jest tak ściśle ze śmiercią związane, że ten kto miłuje prawdę nie pragnie oszczędzać własnego życia. Śmierć, która wiedzie ku Prawdzie wiekuistej jest najwyższym dobrem jakiego można życzyć wszystkim, nawet własnym dzieciom. Spróbujmy wyjaśnić komuś owo proste zdanie z Pisma św., które wydaje mi się cudnie piękne i prawdy pełne, bo od dawna przywykłem patrzeć w oczy tej właśnie prawdzie: „A wypełniwszy – (chodzi o Tobiasza) – dziewięćdziesiąt dziewięć lat w bojaźni Pańskiej, z weselem go pogrzebali” (Tb 14, 16).
Obawiam się, że od tej pory świat cofnął się bardzo znacznie z tych wyżyn. Czemuż wylewacie łzy nad grobami? Szaleńcy, czemuż nie wieńczycie waszych zmarłych kwiatami, wawrzynem, liśćmi dębowymi? Czyż po bitwie opłakujemy zwycięzców? Wprawdzie nie jesteście pewni, czy oni zwyciężyli, bo wiecie aż nadto dobrze, iż przegrana grozi nam wszystkim, że żywi jeszcze – jesteście już zmarli jako ten trup, którego grzebiecie. Gdybyście nawykli uważać życie jako walkę a śmierć jako zwycięstwo, to kwiaty rosłyby na waszych mogiłach, wieczysta wiosna maiłaby wasze cmentarze, a opromieniałoby je zmartwychwstanie. Pochylano by się nad waszą trumną, jak ojciec i matka pochylali się nad waszą kołyską, a życie wasze byłoby coraz piękniejsze, bo poczęte w weselu – kończyłoby się z weselem; poczęte w nadziei – dochodziłoby do kresu u progu nadziei wiekuistej. Lecz śmierć nie jest dla was rodzeniem – jest tylko boleścią. Przeklinacie śmierć zamiast ją błogosławić, więc przeklęci będziecie w śmierci godzinie.
Boże mój, spraw, abym przez życie pochylał się nad mym grobem tak jak nad kolebką, gdzie – zrodzony po raz drugi na wieczność – złożony zostanę ręką śmierci i zostawiony tam w spokoju na wieki. Amen.
(4 maja 1915 r.)
„Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mt 5, 3). Błogosławieni ci, co znają swoją nędzę, swoje niedostatki i czują, że posiadają jeszcze mniej niż Job, spoczywający na kupie gnoju. Błogosławieni ci, co nie mówią sobie: „Nie czynię nic złego, nie popełniam żadnej zbrodni, w ogóle przestrzegam Zakonu”.
Na was to, nieszczęśni ślepcy spoglądał zapewne Chrystus Pan, niosąc swój krzyż. Nie usłyszeliście Jego wołania. Podawaliście się za Jego przyjaciół, ale pozwoliliście Go ukrzyżować. Gorsi jesteście od faryzeuszów bo oni zachowywali się jak wrogowie, a wy – jak zdrajcy. Wśród przepychu waszych pałaców, jak Piłat umywaliście sobie ręce ze krwi Sprawiedliwego.
Błogosławieni ci, którzy uważając się za ubogich w wiedzę i naukę, błogosławią tajemnice Boże; ci, którzy wierzą i nie pytają Boga co i po co stworzył; ci, którzy chętnie porzucają własne księgi dla Księgi Świętej i próżne słowa mędrców tego świata dla Słowa Przedwiecznego.
Święty Franciszek z Asyżu odmawiał swemu ciału wszelkiej wygody i spoczynku, a swojej duszy wszelkiej wiedzy współczesnej, a posiadał za to wiedzę doskonałą; oglądał Boga twarzą w twarz, jak Mojżesz w krzaku gorejącym. Zdobył więc wiedzę wiekuistą.
Doktor mistyczny, Jan od Krzyża na tej samej drodze dążył ku niebu i doszedł do zrozumienia tajemnic, których żaden mędrzec pojąć nie może.
Słuchaj przyjacielu, Bóg rzekł do ciebie: „Nie będziesz pożywał owocu zakazanego”. A tyś odpowiedział: „Nie mogę spełnić Twej woli”. I Bóg cię opuścił. Czyż nie powinieneś podziękować Mu właśnie za to, że wskazał ci truciznę? Do czegoś dążył? Do zdobycia mądrości próżnej, przemijającej, gdy tymczasem jedyna mądrość prawdziwa w Bogu jest. Starałeś się olśnić samego siebie i drugich, a religię uważałeś za jeden stopień więcej ku zadowoleniu własnej twojej pychy.
Zniknąć, unicestwić się, ogołocić ze wszystkiego i nieść swój krzyż – oto cel życia rodzinnego.
(10 stycznia 1916 r.)
* * *
*Kanonizowana kilka lat temu Aniela z Foligno był mistyczką i tercjarką franciszkańską, żyła w Umbrii na Półwyspie Apenińskim na przełomie XIII i XIV w.
(styl nieco uwspółcześniono)
(źródło: hr. J. du Plessis, Coraz wyżej! Bohaterskie życie Jana du Plessis komendanta sterowca „Dixmude” 1892-1923, Wydawnictwo Księży Jezuitów Warszawa 1938, s. 7, 145-147 i 156-157, książka napisana przez ojca o synu, który żył świątobliwie, a zginął na służbie)