MARYJA A PRZYGNĘBIENIE
„Królowo Pokoju – módl się za nami”. To wezwanie włączył do Litanii loretańskiej po pierwszej wojnie światowej papież ówczesny, Benedykt XV. Nie czas teraz, by przypominać treść zewnętrzną, dziejową tego tytułu Maryi. Warto natomiast zwrócić uwagę na treść wewnętrzną, tak niezmiernie dziś ważną dla niespokojnych, przygnębionych, zalęknionych serc tak wielu ludzi. A treścią wewnętrzną tytułu „Królowa Pokoju” jest sama dusza Matki Bożej, w której to duszy panował wiekuisty pokój; pokój o jakim śpiewali aniołowie nad stajenką betlejemską: „Pokój ludziom dobrej woli” i o jakim Pan Jezus mówił uczniom, żegnając się z nimi na ostatniej wieczerzy: „Pokój mój daję wam, pokój mój zostawiam wam, nie jako świat daje, ja wam daję”.
Ten pokój wewnętrzny, tę ciszę serca, tę pogodę i równowagę umysłu, trudno wielu ludziom dzisiaj zachować. Jesteśmy świadkami, choćby tylko pośrednimi, wielu konfliktów; raz po raz doświadczamy różnych zawodów, rozczarowań, a każdy nowy dzień wydaje się być często gorszy od tego, który właśnie mija. I nierzadko, jeśli już nie z ust, to z obolałych serc, wyrywają się ku niebu te słowa, które sam Zbawiciel wypowiedział wisząc na krzyżu: „Boże, Boże mój, dlaczegoś mnie opuścił?”. To czwarte słowo Zbawiciela wypowiedziane z krzyża możemy znaleźć w psalmie 21.
Jeśli mowa o królewskim spokoju, o niezmąconej ciszy w sercu Tej, którą nazywamy Królową Pokoju, to nie wyobrażajmy sobie, aby Matka Boża nie była narażona na to, na co my dziś przeważnie chorujemy, to jest na przygnębienie. Ale Ona, Królowa Pokoju, przygnębieniu nigdy się nie poddała; nigdy nie dała mu wstępu do swej duszy. Maryja miała w sercu ciszę niczym nie zmąconą i całkowitą równowagę w myślach. I dlatego oczy nasze znękane, serca tonące w beznadziejności powinny być wpatrzone w ten Ocean ciszy i spokoju, w ten nasz wzór i ideał wychowawczy. Usta nasze i ręce wzniesione w geście błagalnym powinny wypraszać u Królowej Pokoju ten dar bezcenny, jakim jest wolność od przygnębienia, od upadania na duchu, od załamania sił i od utraty chęci do życia… To są bolesne stany nękające, wręcz paraliżujące, dusze. W takich stanach niejedna dusza traci nad sobą kontrolę i czyni Bogu straszne wyrzuty.
Matka Najświętsza nie raz była w położeniu podobnym do naszego. Kto inny na Jej miejscu nie raz uległby przygnębieniu. Pomińmy to beznadziejne kołatanie do bram w Betlejem z pytaniem o kącik dla mającej przyjść na świat Bożej Dzieciny. Miały miejsce sytuacje poważniejsze, groźniejsze: pościg Heroda i ucieczka przed nim do Egiptu, porzucenie wszystkiego, wymarsz w nieznane na nędzę i tułaczkę. Była to dla Maryi niezwykła próba wiary. Jak łatwo było wówczas pytać Boga: Jak to? Czyż Opatrzność Ojca, która przez anioła przysłała przestrogę i rozkaz ucieczki, nie powinna zdobyć się na bardziej energiczne środki zapobiegawcze? Nie pytała.
W czasie działalności publicznej Pana Jezusa, Matka miała oczy otwarte i widziała rozpętaną nad Synem burzę nienawiści ze strony oficjalnej synagogi. Widziała, jak nawet cudom Jego bluźnili twierdząc, że dokonuje ich mocą Belzebuba. Widziała jak sięgali po kamienie, aby Go zabić. W końcu widziała jak w czasie męki cała wszechmoc Jej Syna gdzieś się wycofała, jakby usnęła, czyniąc Jego Człowieczeństwo zupełnie bezbronnym i wystawionym na zdeptanie przez najpodlejszych zbrodniarzy. Ona, sama Matka, była bezsilna. Czyż jednak nie mogła pytać dlaczego nieczynną i bezsilną uczyniła się w tej sytuacji sama Wszechmoc Ojca, który jakby nie chciał przyznać się do swego Syna i wziąć Go w obronę? Mogła, ale nie pytała.
Każdy z nas takie pytania by zadawał popadając przy tym w przygnębienie. Ale Maryja reagowała inaczej. Jej Serce, Jej umysł i wola, zdobyły się na zachowanie zupełnego spokoju i wewnętrznej ciszy, powtarzając przyjętą zasadę życia: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. Nad tą ciszą, wynikającą z poddania się Woli Bożej, jaśnieje słońce ufności, wpatrzonej w przyszłość i wierzącej niezłomnie, że spełnią się słowa archanioła, wypowiedziane przy Zwiastowaniu: „A Królestwu Jego nie będzie końca”. Obietnicom Bożym zaufać można i trzeba. One nigdy nie zawodzą.
Wpatrzeni zatem w królewski spokój i ciszę Serca Matki Najświętszej, budujmy podobny pokój, równowagę i ciszę w duszach naszych; budujmy na podobnym fundamencie szaniec obronny przed przygnębieniem. Jest to fundament zgody na odwieczne wyroki Woli Bożej i fundament nadziei, że Bóg nie pozwoli, aby triumf zła był czymś więcej jak triumfem pozornym, chwilowym i przemijającym, po którym nastąpi klęska tego, co złe i szatańskie oraz zwycięstwo tego, co dobre i Boże.
(opr. na podstawie:
ks. Jan Dorda T.J., Szkice przemówień o
Matce Bożej, Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy Kraków 1946, s. 94-96)